Lato z książką Tajemnice pięknej Juny [PISZĘ, WIĘC JESTEM JOANNA SIKORZANKA]
Po książkę tę sięgnęłam z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że dotyczy autora Sklepów cynamonowych i Sanatorium pod Klepsydrą. Poza tym z ciekawości, niewiele bowiem wiedziałam o narzeczonej Schulza. I wreszcie – książkę napisała Agata Tuszyńska, której opowieści o Singerze, Tyrmandzie i Wierze Gran znam i cenię.
Zachęciło mnie też do lektury zdjęcie otwierające wydaną przez WL książkę. Widzimy na nim piękną, ciemnooką kobietę czarna jedwabna suknia na ramiączkach. Niewielki naszyjnik z pereł. I zmysłowa, rozchylona róża z prawej strony – to Juna, ukochana Bruna, zdaje się zapraszać nas do swojego świata. Do ich świata.
Być może to zdjęcie właśnie zainspirowało Tuszyńską do napisania książki. Podjęła się zadania karkołomnego, bowiem oprócz niewielu fotografii i rysunków Schulza nie przetrwało nic, co mówiłoby o jego miłości do Józefiny Szelińskiej, nauczycielki języka polskiego w gimnazjum w Drohobyczu. Może jeszcze tylko jakieś fragmenty listów, w których pada jej imię, listów do innych osób, bowiem ich prywatna korespondencja przepadła. Narzeczona Schulza nosi podtytuł Apokryf, autorka opowieści sugeruje więc już na samym wstępie, że mamy do czynienia z tekstem niepewnego pochodzenia, niekoniecznie autentycznym. Pisze też wprost Józefina Szelińska, Juna, w latach 1933-1937 była narzeczoną Brunona Schulza [] ukrywała to przez niemal pół wieku. W powojennych ankietach podawała stan cywilny: samotna. Wszystko inne jest grą pamięci i wyobraźni.
Tak więc na dobre nie wiadomo, co jest prawdą, a co nie. Być może są czytelnicy, którym to nie przeszkadza, mieszanie faktów z fantazją nie ma dla nich znaczenia. Być może, ale ja do nich nie należę. Podczas lektury wzrastało moje zniecierpliwienie, pojawiały się pytania kwestionujące zasadność tego typu twórczości. Przy tych wszystkich zastrzeżeniach i zniesmaczeniu pewnymi fragmentami, które pasują raczej do harlequinów, książkę dokończyłam i nie wyrzuciłam jej z pamięci. Może to zasługa tego pięknego zdjęcia Juny w czarnej jedwabnej sukni, zdjęcia, które zrobił sam Bruno? Pewnego klimatu tamtych lat, jaki udało się Tuszyńskiej odtworzyć? Obrazu Drohobycza, pół polskiego, pół żydowskiego, pół ukraińskiego miasta, który dla Schulza był rezerwatem Czasu? A może miał tu znaczenie chrapliwy, przejmujący głos Zeeva Fleischera, ucznia Bruno Schulza, z którym miałam okazję spotkać się lata temu?
Z zapisu tamtej rozmowy powstał monolog Po latach mi się śniło; otrzymał on wyróżnienie na jednym z ogólnopolskich konkursów na reportaż. Tytułowa fraza to słowa powtarzane przez Fleischera, który opowiada o drohobyckim szczęśliwym dzieciństwie, grozie okupacji, ucieczce z transportu i wielomiesięcznym ukrywaniu się w wykopanej pod ziemią, na terenie zamkniętej fabryki, jamie. W opowieści tej pojawia się też wspomnienie o nauczycielu rysunku i robót ręcznych, Bruno Schulzu, który uczył w Państwowym Gimnazjum im. W. Jagiełły. Na jego lekcjach bywało niespokojnie, uczniowie broili, uspokajali się dopiero wtedy, gdy Schulz zaczynał im opowiadać fantastyczne historie lub pokazywał swoje rysunki. Potem wszyscy znaleźli się za drutami getta i ze zmiennym szczęściem usiłowali sobie dać radę.
Jak wiadomo Bruno Schulz był dosyć długo chroniony przez gestapowca Landaua, dla którego malował obrazy, jednak pod jego nieobecność w Drohobyczu zorganizowano łapankę i zabito wielu Żydów, wśród nich twórcę Ulicy krokodyli, miłośnika poezji Rilkego i prozy Manna. Było to u zbiegu ulic Czackiego i Mickiewicza, na jezdni, niedaleko rynsztoka. Strzelający do niego gestapowiec Gunter miał potem powiedzieć koledze: “Ich habe deinen Juden getotet”.
Wracający wspomnieniami do tamtych chwil Zeev Fleischer zapamiętał trzymany pod pachą przez zabitego bochenek chleba, którego nie śmiał wziąć, choć nękał go głód. Do dziś pamiętam jego głos sugestywny, z wyraźnym dźwięcznym h, wibrujący. To on towarzyszył mi podczas lektury książki Agaty Tuszyńskiej.
Książki z pewnością niedoskonałej, zbyt daleko idącej w kierunku jakichś fantasmagorii, ale jednak przywołującej pewne fakty i wydobywającej z cienia postać Józefiny Szelińskiej. Wprawdzie, gdyby policzyć strony jej poświęcone, okazałoby się, że jest ich znacznie mniej niż tych mówiących o Schulzu, ale i tak jest to pierwsza publikacja o niej. O wykształconej (doktorat z polonistyki na uniwersytecie we Lwowie), oczytanej, znakomicie znającej język niemiecki młodej kobiecie, która wspierała swego ukochanego w jego artystycznych przedsięwzięciach. To jej dedykował Sanatorium pod klepsydrą, ale nie uważał za stosowne umieścić jej nazwiska pod tłumaczeniem Procesu Franza Kafki, choć w rzeczywistości to ona przełożyła ten utwór, a on jedynie dokonywał pewnych korekt. Zakochana, nie dostrzegała jego zauroczenia innymi kobietami; nie mogąc się doczekać obiecanego ślubu, usiłowała popełnić samobójstwo. Przeżyła wojnę ukrywając się w Warszawie. Na wiadomość o śmierci Bruna popadła jeśli wierzyć Tuszyńskiej w obłęd. Potem, jako muza na emeryturze, miotana sprzecznymi uczuciami i wciąż zazdrosna o przeszłość (romans Bruna z Zofią Nałkowską!), dbała o spuściznę po Schulzu. Podjęła współpracę z Jerzym Ficowskim, który na nowo odkrył twórczość pisarza z Drohobycza. Zmarła w 1991 roku. Juna, piękna Juna ze zdjęcia czarna jedwabna suknia na ramiączkach [] naszyjnik z pereł [] zmysłowa róża Narzeczona Schulza.