Lato z książką – Bernikle albo pasja ptasznika [PISZĘ, WIĘC JESTEM – JOANNA SIKORZANKA]
Bohaterami tej niewielkiej książki są ptaki. Znajdziemy tu mnóstwo szczegółów dotyczących różnych gatunków, ciekawe obserwacje czynione z perspektywy nie tyle ornitologa, co humanisty, a najbardziej wzruszającym fragmentem jest, moim zdaniem, ten wyplątuję strzyżyka i wkładam go pod ubranie, by ogrzał się o 36,6 stopni mojego ciała. Wcześniej wpuszczam koszulę w spodnie i zaciskam pasek, tak by mokre stworzenie nie powędrowało do majtek. Czuję tylko, jak drobne pazurki drapią po moim brzuchu, a mokra kulka przesuwa się w górę, w kierunku kołnierza
To zapis w dzienniku Stanisława Łubieńskiego, autora książki, który jako załogant Akcji Bałtyckiej wraz z innymi wolontariuszami łowi, opisuje i obrączkuje ptaki przelatujące rokrocznie wąskim przesmykiem na mierzei Zalewu Wiślanego i Półwyspie Helskim, niezmienną od tysięcy lat powietrzną autostradą. Wśród nich także maleńki mysikrólik, który siedzi pod kurtką posłusznie, możliwie blisko kołnierzyka. Leciutki jak pokrywające go piórka, raptem pięć, sześć gramów, sprzeciw wyraża najwyżej cichym popiskiwaniem Ta bliskość człowieka i ptaka urzeka mnie, czuję, że Łubieński po prostu kocha ptaki i nie dziwię się, że swoją fascynacją potrafi zarazić innych. Wprawdzie tzw. birdwatching nie jest w Polsce aż tak popularny jak na przykład w Wielkiej Brytanii, gdzie ptaki obserwuje podobno regularnie około 6 mln ludzi, ale i u nas zainteresowanie bezkrwawymi łowami wciąż wzrasta. Sądzę, że książka Dwanaście srok za ogon, która ukazała się w Wyd. Czarne w serii Menażeria, ma w tym swój udział.
Jej autor, rocznik 1983, jest z wykształcenia ukrainistą i kulturoznawcą, prowadzi blog Dzika Ochota, w którym opisuje m.in. to, co dzieje się w pobliżu jego zamieszkania, na warszawskich Szczęśliwicach. Sama nie wiem, czy to właśnie nie te zapiski, dotyczące ptaków mieszkających w pobliżu betonowego osiedla, w krzakach i na starych drzewach, a także pływających po niewielkim stawie szczęśliwickiego parku podobają mi się najbardziej. Jest tu bernikla, wielka samotna gęś z czarną szyją i białymi policzkami, która pojawia się późną jesienią, zanim lustro wody przykryje kryształ lodu. Jest zaroślówka śpiewająca swoje tirururu-tłi-tłi. Albo bączek z walecznym hou, hou! Są szpaki, sikory, pierwiosnki, drozdy, świstunki czy kapturka. I to nie gdzieś w odległych lasach i nad wielkimi wodami, ale tuż, na wyciągnięcie ręki! To jest właśnie niesamowite, że tak naprawdę obcujemy na co dzień z ptakami, tyle że najczęściej nie potrafimy tego dostrzec. Przyznam, że po lekturze książki Stanisława Łubieńskiego zaczęłam uważniej przyglądać się ptakom w pobliskim parku, a także tym gniazdującym na wielkim drzewie przed moimi oknami, na bałuckim osiedlu, nawet niektóre z nich już rozpoznaję, i to nie tylko sroki, kawki czy gołębie. Zresztą, na moim balkonie, pod ogromną tują rosnącą w donicy, już po raz drugi w tym roku gołębica zniosła jajko. Jeszcze je wysiaduje i już się nie mogę doczekać, kiedy pojawi się pisklę. Jasne, to nie to samo, co dane mi było przeżyć tego lata na Suwalszczyźnie, gdy do naszego pomostu podpływały kaczki, łabędzie, na pobliskiej łące widać było czaplę i bociana, a nad odległą wyspą krążyły kormorany Ale tego nie mogę mieć na co dzień, doceniam więc poranny jazgot wróbli i śmigające wieczorem, na wysokości mojego 8 piętra, jerzyki. Strach pomyśleć, jak wyglądałby świat bez ptaków
Książka Łubieńskiego ma jeszcze inny walor znajdziemy tu wiele intersujących postaci, które autor wydobywa z zapomnienia, jak choćby wybitnego ornitologa i przyrodnika, Friedricha Tischlera, który na ziemiach dawnych Prus, nad Kinkeimer See, dzisiejszym jeziorem Kinkajmskim, prowadził swój Vogelbuch pełen obserwacji dotyczących ptasich zwyczajów. Dwanaście srok za ogon to także zbiór smakowitych anegdot, jak choćby ta o transmitowanym w latach 20. ubiegłego wieku przez BBC, na żywo, koncercie słowików z ogrodu wiolonczelistki Beatrice Harrison. Czy ta o Jamesie Bondzie, autorze znanego przewodnika ornitologicznego poświęconego gatunkom karaibskich ptaków jego nazwisko zauważył kiedyś Ian Fleming, twórca serii książek o agencie Jej Królewskiej Mości i doszedł do wniosku, że tak właśnie powinien nazywać się agent 007 Jak zareagował na to prawowity właściciel nazwiska ? Odsyłam do książki. Znajdą w niej także coś dla siebie miłośnicy sztuki choćby ten malutki szczegół odnoszący się do antwerpskiej wersji Ukrzyżowania Antonella da Messiny, gdzie u stóp cierpiącego Chrystusa zobaczyć można niedużego ptaka, sówkę. To syczek z pierzastymi uszami pisze Łubieński zwiastun zbliżającej się śmierci. I jeszcze opowieść o podróży do Kuklówki na Mazowszu, gdzie znajduje się modrzewiowy dworek, w którym mieszkał malarz Stanisław Chełmoński, twórca Odlotu żurawi, Kuropatw na śniegu Dropi i Czajek. Starał się wyrazić muzykę wieczoru, szept skrzydeł nietoperza, cichy lot lelaków, skrzeczenie żab, skrzypienie derkacza i dalekie dudnienie czapli bąka autor książki z satysfakcją przypomina słowa Witkacego, który zachwycał się malarstwem swego przyjaciela.
A ja zachwycam się Srokami Łubieńskiego i jego malarskimi opisami przyrody O zmierzchu niebo się przeciera, odcienie znikają, kolory szarzeją. [] Kakofonia ptasich głosów cichnie, dogasa skrzeczenie trzciniaka. Na stanowisku pozostaje niestrudzony słowik, drap-drap-drap dołącza derkacz. Gdzieś z turzyc słychać metaliczny werbelek strumieniówki Jakbyśmy tam byli, prawda?