Bangladesz (felieton z 08.04.2016)
A zatem jednak Bangladesz. Cofamy się o trzy dekady i dołączamy do krajów trzeciego świata. Choć może inaczej. Zamierzamy się cofnąć, bo przecież nic jeszcze nie jest ustalone i powiedziane. Na razie mamy tylko mgliste zapowiedzi ministra, że będzie wesoło, a do polskiego kodeksu drogowego wróci karta rowerowa obowiązkowa, także dla dorosłych. Zanim jednak uraduje się serce tych, którzy złorzeczą jednośladom proponuję krótką podróż w wyobraźni.
Bo wyobrazić sobie trzeba, że obowiązek szkolenia i posiadania nowego dokumentu będzie dotyczył nie tylko rowerzystów, którzy jeżdżą po mieście, ale przecież również tych, którzy raz od dzwona, w sobotę lub w niedzielę wybiorą się do parku, albo do Łagiewnik. Okaże się wtedy, ze zwykły rodzinny i wspólny wypad na rowery jest ścigany prawem i może skończyć się mandatem. Przy czym nie dla wszystkich, bo już na przykład gdybyśmy umówili się z naszymi znajomymi zza granicy, oni kary by uniknęli. Po wprowadzeniu ministerialnego pomysłu w życie Polska stałaby się chyba jedynym krajem w Unii, gdzie za zwykłą jazdę na rowerze karani mogliby być tylko obywatele, a przyjezdni już nie. To tak samo jak z prawem jazdy. Do prowadzenia pojazdów w całej Europie upoważnia dokument wydany we własnym kraju. Jeśli takim dokumentem jest na przykład dowód tożsamości, jak w większości krajów, to również i on będzie upoważniał Niemców, czy Czechów do jazdy na rowerze po Polsce, podczas gdy Polak we własnym kraju nie będzie mógł czuć się już tak komfortowo. Ale to nie koniec absurdów. Jeśli ktoś myśli, że od karty na Polskich ulicach zrobi się bezpieczniej, a rowerzyści przestaną jeździć jak potłuczeni, to chyba nie zna kierowców. Oni przecież od zawsze muszą zdać poważne egzaminy, żeby prawo jazdy otrzymać, a i tak łamią przepisy i doprowadzają do wypadków. Zatem to nie nieznajomość prawa sprawia, że na polskich drogach jet niebezpiecznie, ale to, że wszyscy to prawo mają serdecznie w nosie. Okaże się więc, że wszyscy poniesiemy ogromne koszty, jak zwykle nic to nie da, ale przynajmniej sumienie ministra będzie spokojne dzięki pieniądzom z naszych kieszeni.
Mam tylko nadzieję, że pomysły, które ostatnio rodzą się w kręgach władzy są jedynie dętym balonem z powietrzem, który tylko tak dla testu jest dmuchany. Mam nadzieję, że ktoś po po prostu chce sprawdzić granicę wytrzymałości i zanotować kiedy balon pęknie. Bo gdyby ten balon nie był pusty w środku, to cały ten bezmiar absurdu po prostu wyleje się nam wszystkim na głowę.
Maciej Trojanowski
Nazwa | Plik | Autor |
felieton z 08.04.2016 | audio (m4a) audio (oga) |