Chava, Mela i Salo my, łodzianie [PISZĘ, WIĘC JESTEM JOANNA SIKORZANKA]
Gdy dowiedziałam się, że Kolektyw Kobiety znad Łódki zabiega o to, by jedną z nowopowstających ulic w naszym mieście nazwać imieniem Chavy Rosenfarb, zdumiałam się. Nie dlatego, że nie wiem o kim mowa, nie, ale dlatego, że zdaję sobie sprawę z tego, iż jest to ryzykowne przedsięwzięcie i raczej od razu skazane na niepowodzenie.
![Chava, Mela i Salo – my, łodzianie [PISZĘ, WIĘC JESTEM – JOANNA SIKORZANKA] 1 23570 78fbe78fe1f03bbd10c0d2894148e165](/wp-content/archiwum/files/23570-78fbe78fe1f03bbd10c0d2894148e165.jpg)
My, łodzianie, a właściwie lepiej byłoby powiedzieć my, naród, mamy wybiórczą pamięć i wygodnie jest nam z tym. Po co przypominać, że kiedyś w Łodzi mieszkała jakaś Chava, co z tego, że pisała wiersze i prozę, i to w dodatku w tym dziwnym języku jidysz. Jeśli ktoś się tym interesuje, jego sprawa. Może pójść do Centrum Dialogu i zobaczyć wystawę jej poświęconą, może kupić jej książkę, która właśnie ukazała się w tłumaczeniu na polski Drzewo życia, ale żeby ulica? Kto zgadnie, ile razy słyszałam taką argumentację?
Chava Rosenfarb urodziła się w Łodzi, w 1923 roku, tu spędziła lata przedwojenne, okupację, potem wyjechała do Kanady, gdzie zmarła parę lat temu. To tam, na emigracji wydała kilka książek wspomnieniowych poświęconych rodzinnemu miastu. Ukazały się w Londynie, Melbourne i Nowym Jorku, ich autorce przyniosły prestiżową Itsik Manger Prize i miano najlepszej powojennej pisarki i poetki tworzącej w jidysz. Jedna z książek to Of Lodz and Love (Syracuse University Press, 2000) chyba nie muszę tłumaczyć tytułu? Informacje o dorobku pisarki znaleźć można oczywiście w Internecie, w różnych językach; niebawem my, łodzianie będziemy mogli zobaczyć film jej poświęcony; wspomniany wcześniej kolektyw umieścił ją w swym Szlaku Kobiet. Chava łodzianka.
Znacząca postać, nie sądzę jednak, by została patronką ulicy. Może przemawia przeze mnie gorycz, może. Im dłużej zajmuję się historią łódzkich Żydów, tym intensywniej odczuwam stratę, jaką ponieśliśmy po ich zniknięciu z naszego miasta, naszego życia. Wszędzie są ich ślady porozwiewane, zasypywane. Czasem jakaś okazjonalna wystawa, spotkanie, film. Rzadziej – umieszczona gdzieś tablica, jak ta w szpitalu im. Biegańskiego, poświęcona doktorowi Aleksandrowi Margolisowi, lekarzowi i społecznikowi, zamordowanemu w 1939 roku wraz z innymi przedstawicielami inteligencji łódzkiej w lesie lućmierskim. Oczywiście docenić należy to, co zaczęło się w latach 90., powolne przywracanie pamięci, krok po kroku, pracę historyków, działalność Centrum Dialogu, ale ciągle mam wrażenie, że koncentruje się to wszystko na holokauście. Mnie brakuje w opowieściach o Żydach z Łodzi rzeczywistości przed-wojennej, która przeważnie przywoływana jest jedynie na zasadzie krótko o tym, co przed 1939 rokiem i okupacyjna gehenna. Winni pewnie jesteśmy trochę i my, dziennikarze, bo wiadomo – bardziej porusza tragiczna historia niż zwykłe wspomnienia o ulicach, sklepach, szkołach, bibliotekach czy teatrach, więc
Więc dziś o Chavie, która tak pięknie opisuje tę dawną Łódź. A także – o Mieczysławie Braunie, adwokacie i poecie publikującym swe utwory w Skamandrze i Wiadomościach Literackich, żołnierzu 31 pułku piechoty Strzelców Kaniowskich, walczącym w 1920 roku pod Radzyminem. O Dawidzie Lande, architekcie, który zaprojektował gmach Banku Państwa przy ul. Spacerowej (dziś Kościuszki), budynek poczty głównej przy ul. Przejazd (dziś Tuwima) i Elektrownię Łódzką. O Hermanie Konstadtcie, przemysłowcu i filantropie, radnym Magistratu m. Łodzi, założycielu Towarzystwa Kredytowego w naszym mieście i Banku Handlowego, który – jak piszą w Słowniku biograficznym. Żydzi dawnej Łodzi Andrzej Kempa i Marek Szukalak – wspierał działalność wielu szpitali i szkół, założył także przy ul. Średniej (dziś Pomorska) Dom Ubogich. O Adolfie Konie, adwokacie i bibliofilu, w mieszkaniu którego (ul. Piotrkowska 273) urządzono wypożyczalnię książek dla łodzian czynną także w niedziele i święta; jak czytamy w Słowniku część zbiorów Kona dostępna jest dziś w Bibliotece im. J. Piłsudskiego. I jeszcze o Salu Opatowskim, mecenasie sztuki, teatromanie, dzięki któremu ukazał się debiutancki tom Juliana Tuwima Czyhanie na Boga i jego Rewolucja w Niemczech z ilustracjami sławnego Artura Szyka.We wspomnianym wydawnictwie, które jest niezwykle bogatym źródłem informacji o łódzkich Żydach znajdziemy też biogramy kobiet. Jest tu Miriam Ulinower, poetka jidysz, prowadząca salon literacki, Rachela Wolińska, bywalczyni tego salonu, Chaja Ryng, której utwory odnajdziemy w Yad Vashem w Jerozolimie, Chana Jakubowicz, publikująca w piśmie Grine Bleter, ale pisząca też w języku polskim czy Fajga Procel, autorka dramatu Ruth. Nauczycielki Sara Katan, Rachela Waner, Halina Krukowska Eliasberg i Estera Stella Rein. Lekarki Henrietta Berlin, Fany Boruńska, Szarlotta Eiger i Flora Dobrzyńska Schumert. Róża Berger graficzka i Estera Szile śpiewaczka. A także Miriam Wattenberg, córka antykwariusza z ulicy Piotrkowskiej, która pozostawiła po sobie A Diary by Mary Berg. I jeszcze Melania Fogelbaum, znawczyni sztuki i autorka zachwycających wierszy z powracającą frazą Kołysać cię miała daleka, senna Waikiki
Chava, Mela i Salo raczej nie doczekają się swoich ulic. Ale pamiętajmy, że tu byli. Oni łodzianie.