Przemarsz słoni albo pamięć Miasta Ł [PISZĘ, WIĘC JESTEM – JOANNA SIKORZANKA]
Słonie, w karnym szeregu, maszerowały ulicami Łodzi w szczytnym celu chodziło o zbiórkę pieniędzy na leki i środki opatrunkowe dla rannych żołnierzy. Szły pod czujnym wzrokiem pracowników cyrku Althoff, witane entuzjastycznie przez mieszkańców miasta, które wcielone było do Rzeszy i stać się miało zgodnie z planami nakreślonymi przez gauleitera Kraju Warty, Arthura Greisera miastem germańskim. Była jesień 1944 roku. Na zamieszczonym w Litzmannstadter Zeitung zdjęciu, pożółkłym i wytartym, widać w tle jakieś domy i latarnie, może to dzisiejszy plac Wolności, bez zburzonego na początku wojny pomnika Kościuszki? A może nasza Pietryna, wtedy Adolf – Hitler – Strasse? Patrzę na tę fotografię i myślę o pamięci miasta, jaką przechowują w sobie stare kamienice, drzewa, kościoły, uliczny bruk, a także zapiski świadków tamtych czasów.
![Przemarsz słoni albo pamięć Miasta Ł [PISZĘ, WIĘC JESTEM - JOANNA SIKORZANKA] 1 21659 830fda0eb65441509551020228b443f2](/wp-content/archiwum/files/21659-830fda0eb65441509551020228b443f2.jpg)
Równo cztery miesiące po defiladzie słoni łódzki Żyd, Jakub Poznański, ukrywający się w piwnicy jednego z domów na terenie likwidowanego getta, zanotował w swoim dzienniku – 19 stycznia 1945 roku, piątek dziś o godzinie jedenastej przed południem przyszła upragniona chwila: jesteśmy wolni! [] ktoś nagle podważył klapę zamykającą nasz loch i usłyszeliśmy radosny okrzyk: Panowie! Niech żyje Polska![] Oślepiło nas światło dzienne. Potem istny szał radości. Uściski i pocałunki częstokroć z obcymi ludźmi. Biegniemy ulicą Franciszkańską [] u wylotu Smugowej ukazuje się czołg radziecki. Sunie wolno [] podążają za nim dwa samochody wojskowe, oddział konny i grupa piechurów. Na zdjęciu pochodzącym ze zbiorów Archiwum Archidiecezji Łódzkiej widać sowieckie samobieżne działo pancerne ISU-152 przejeżdżające przez plac Wolności. Na nim, w kufajkach i walonkach, żołnierze 1. Frontu Białoruskiego, nasi czerwoni wyzwoliciele, jak nazywają ich autorzy wydanej przez Oddział Łódzki IPN książki Najdłuższe pół wieku. Kalendarium Łodzi 1939-1989. Pamiętam ich opowiadał mi jeden ze świadków tych wydarzeń byli zmarznięci, głodni, zmęczeni, często obdarci, witaliśmy ich z ulgą, wygnali Niemców. Jak wiadomo w walkach o Łódź i przedmieścia zginęło około 380 czerwonoarmistów, większość z nich pochowano w parku im. Józefa Poniatowskiego, gdzie potem został odsłonięty pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej. Nie ma już po nim śladu, szczątki żołnierzy zostały przeniesione, a pamięć?
Inne wspomnienia ze stycznia 1945 roku Pojezierską przejeżdżają sowieckie tanki, ulica wyścielona jest związanymi i ułożonymi jak podkłady kolejowe niemieckimi jeńcami. Nie mogłam na to patrzeć mówi mieszkanka Julianowa, którą spotykam w okolicy – to były straszne dni, okrutne, chciałabym móc o tym zapomnieć Inni uważają, że to akt upragnionej zemsty za lata okupacji, za podpalenie 18 stycznia, więzienia na Radogoszczu, gdzie zginęło od płomieni, kul i granatów 1,5 tysięcy osób. Wsiadają na rowery, by przejechać po ciałach rozjechanych przez czołgi. Kolejne wydarzenia nie pozostawiają złudzeń co do przyszłości Polski. W dniu wkroczenia do Łodzi Armii Czerwonej Komendant Główny Armii Krajowej, gen. Leopold Okulicki Niedźwiadek wydaje rozkaz nakazujący rozwiązanie akowskich struktur, kilkanaście godzin później do Łodzi przybywają funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego pod wodzą płk. Mieczysława Moczara i zajmują gmach przy ulicy Anstadta 7, gdzie mieściło się w czasie wojny gestapo; dziś jest tam XII LO, moje liceum, w którego piwnicznej części mieściły się cele, gdzie przetrzymywano i torturowano więźniów, przed 1945 rokiem i po nim. Podobno w niektórych miejscach zachowały się, wyskrobywane w ścianach, napisy. Wspomniany już Jakub Poznański, cukrownik z tytułem doktora politechniki w Charlottenburgu, pracujący przed wojną w fabryce swego szkolnego kolegi, Alfreda Haesslera, dzień po wyjściu z kryjówki w getcie poszedł na ulicę Siedlecką, by sprawdzić czy firma Otto Haessler S-cy istnieje. Jak pisze w dzienniku, został owacyjnie przyjęty przez robotników, którym powiedział, że trzeba się wziąć do pilnowania fabryki, by nic nie niszczono i nie rabowano. Przez kilka następnych lat będzie pełnił obowiązki dyrektora zakładu, potem zostanie kierownikiem w Centralnym Zarządzie Przemysłu Włókienniczego. Jego losy potoczyły się inaczej niż losy kilkudziesięciu Żydów z getta, których już 22 stycznia 1945 roku NKWD wywiozło do obozu pod Łęczycą, a potem w głąb ZSRR. 20 stycznia 1945, po wędrówce po swym rodzinnym mieście, napisał w dzienniku Łódź bardzo mało uszkodzona [] fabryki ocalały. Niemcy uciekli w popłochu, a właściwie nie uciekli, tylko się pochowali. Dużo ich [] zaraz powyłapywano. Kilka dni później, 25 stycznia, pierwsi z nich zostali umieszczeni w obozie na Sikawie. Jak podają źródła, życie straciło tam około 1,2 tysiąca osób. Pamiętam telefon podczas prowadzonej przeze mnie kilka lat temu audycji słuchacz, załamującym się ze wzruszenia głosem, opowiedział historię swojej babci, łodzianki, która również była więźniem Sikawy, udało się jej przetrwać, wyjechała potem do Niemiec i już nigdy nie wróciła do rodzinnego miasta, Miasta Ł.
Miasta, którego życie jest równie dramatyczne, jak nasze życie, jego mieszkańców. Z tym, że jak czytamy we wstępie do cytowanego już kalendarium Łodzi miasta, inaczej niż ludzie, podlegają swoistej wędrówce dusz i mogą się rodzić i umierać po wielokroć. A my możemy spisywać ich historię.