Prorok (felieton z 15.01.2016)
Mamy w Łodzi prawdziwego niemego bohatera. Bohatera, o którym już nikt nie pamięta, nikt jego nazwiska nie wymienia i nikt nie pozdrawia go na ulicy. Ot, po prostu był i go nie ma, choć ja na jego miejscu na chwilę bym wrócił i z dziką satysfakcją powiedział wszystkim tym, którzy w niego nie wierzyli a nie mówiłem? Najwyraźniej poza tym, że nasz łódzki bohater jest przewidujący, to jeszcze do tego skromy i nie lubi się pastwić nad tymi, którzy go nazywali głupcem.
Chodzi o byłego wiceprezydenta Łodzi Arkadiusza Banaszka. Kto pamięta człowieka, który odwołał zimę? Nikt? Z przyjemnością przypomnę! Otóż po zimie dziesięciolecia, która w listopadzie 2010 roku całkowicie zasypała Łódź, a jednocześnie szanse Dariusza Jońskiego na wygraną w wyborach prezydenckich, wiceprezydent Banaszek doszedł do wniosku, że szansa na powtórkę z rozrywki jest naprawdę znikoma. Na tyle znikoma, że nie ma sensu planować w miejskim budżecie dziesiątków milionów złotych na odśnieżanie i można je spokojnie wydać na bardziej potrzebne rzeczy. Śmiechu było co niemiara! Od prawa do lewa, radni, politycy, dziennikarze i zwykli łodzianie pukali się w głowę i drwili z prezydenta, który jak każdy normalny menadżer, ocenił ryzyko i na jego podstawie planował wydatki i inwestycje. Jednak trzeźwe myślenie i realna ocena sytuacji to nie jest najmocniejsza strona psychologi tłumu, więc wiceprezydent Banaszek został okrzyknięty wróżką, zaklinaczem pogody i szarlatanem. Tymczasem niepostrzeżenie “przepowiednia Banaszka” trwa już dobre 5 lat i zimy jak nie było, tak nie ma. Bo chyba możemy się zgodzić co do tego, że te kilka dni śniegu i kilka tygodni niskich temperatur to żadna tam zima. Wystarczy spytać tych łodzian, którzy trochę już na tym świecie stąpają i pamiętają czasy, kiedy biało na ulicach było od listopada do kwietnia, a mróz przez ten czas nawet na chwilę nie odpuszczał. “Przepowiednia Banaszka” poza wymiarem czysto ludzkim ma również wymiar finansowy. Łódź od 5 lat oszczędza miliony złotych na pługosolarkach, ku rozpaczy firm odśnieżających. Dobrze mówię miliony, bo jeden wyjazd na ulice całego sprzętu to kilkaset tysięcy złotych. I wszyscy się cieszą deficyt spada, grzać za dużo nie trzeba, a i w grudniu czasem można wyjść na spacer tylko w swetrze. Jak to mawiają – ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
Dlatego jeśli komuś kiedyś przyjdzie jeszcze chęć na krytykowanie kolejnych z pozoru dziwnych i ekscentrycznych pomysłów – sugeruję ostrożność. Przecież każdy prorok jest głupcem, dopóki nie spełni się jego przepowiednia.
Maciej Trojanowski
Nazwa | Plik | Autor |
felieton z 15.01.2016 | audio (m4a) audio (oga) |