Prezent na kredyt (felieton z 04.12.2015)
Już za chwilę wszyscy będziemy dziećmi. Nawet ci najbardziej zatwardziali, poważni i bardzo dorośli będą musieli się przyznać, że trochę dziecka w nich jest. Kiedy staną twarzą w twarz ze Świętym Mikołajem – po prostu zmiękną. Tak to już jest, że uwielbiamy dostawać prezenty. Jakiekolwiek, choć tak naprawdę najbardziej cieszą te, które przypominają zabawki być może nie są praktyczne, być może nie będą często używane, ale sprawią najwięcej radości. Nie ma jednak nic gorszego kiedy okazuje się, że prezent który dostaliśmy kupiony jest na kredyt. Kredyt, który sami będziemy musieli spłacić, bo Święty Mikołaj jest wyjątkowo przebiegły i korzysta z naszej karty kredytowej.
W Świętego Mikołaja zabawiło się ostatnio miasto obdarowując mieszkańców obietnicom budowy zoo z prawdziwego zdarzenia. Ale nie takiego zwykłego zoo. To będzie w zasadzie najnowocześniejsze orientarium! Pantery, gibony, makaki w Polsce nie ma przecież takich zwierząt. Tym większa radość. Do tego dorzucimy duże akwarium i stadko słoni. Sam chętnie wybrałbym się do takiego zoo, a fakt, że będę miał je na wyciągnięcie ręki, napawa mnie dumą. Łezka się w oku kręci, że ktoś pomyślał i zdecydował się wydać 240 milionów złotych na tak oryginalny prezent. Sęk w tym, że tak naprawdę wyda je z kieszeni obdarowanych. W jaki sposób? To proste. Na początku miasto powoła spółkę, które najprawdopodobniej weźmie kredyt. Kredyt będzie teoretycznie poza miejskim budżetem, więc teoretycznie nie będzie obciążał naszej wspólnej kasy, choć w zasadzie to właśnie ona będzie jego zabezpieczeniem w razie, jakby nóżka się podwinęła. Bank oczywiście taki kredyt da – nie tylko ze względu na solidnego żyranta, ale również dlatego, że zwierzątka sprzedają się jak świeże bułeczki i żeby nie wiem jak były drogie to dzieci i tak wywiercą rodzicom dziurę w brzuchu, żeby pójść je zobaczyć. Ba! Nawet moje wewnętrzne dziecko będzie wierciło mi dziurę w brzuchu, żeby pójść i obejrzeć tego całego gibona, którego znam jedynie z hip-hopowych piosnek. Władze nowej spółki będą o tym doskonale wiedziały, więc zaśpiewają odpowiednio wysoką cenę za możliwość oglądania na żywo orientarium. Na tyle wysoką, żeby kredyt się spłacał, a przy okazji zoo zarabiało. I w ten oto wesoły sposób sami sobie nową miejską atrakcję zafundujemy.
Nie mówię, że remont się nie przyda. Fakt faktem, że do tej pory łódzkie zoo budziło jedynie żal i smutek, a z wizyty w nim cieszyły się tylko te prawdziwe dzieci, które mogły pogłaskać bezkarnie przyzwyczajoną do wszystkiego kozę, albo lamę. Tylko skoro miasto decyduje się na remont, lub budowę w zasadzie nowego ogrodu, niech powie wyraźnie, że robi to w imieniu łodzian, którzy na ten projekt się zrzucą. Prezentu od Świętego raczej spodziewać się nie należy.
Maciej Trojanowski
Nazwa | Plik | Autor |
felieton z 04.12.2015 | audio (m4a) audio (oga) |