Pomnik za 10 milionów złotych [felieton]
Co ma wspólnego prezydent Lech Kaczyński i ulica Inflancka? Okazuje się, że całkiem sporo.
Ulicę i tragicznie zmarłego polityka łączą wybory, łódzki samorząd, gry polityczne i nocne głosowania w łódzkiej Radzie Miejskiej. Podczas, kiedy łodzianie pogrążają się w sporach i dyskusjach czy postać Lecha Kaczyńskiego zasługuje na uhonorowanie pomnikiem, włodarze miasta mogą sobie gratulować. Wszystko poszło zgodnie z planem – tak jak zakładano. Na czym polegał ten plan?
Przed wyborami najbardziej liczą się sukcesy. Potrzebują ich dosłownie wszyscy. Dla rządzącej miastem Hanny Zdanowskiej takim sukcesem mogłoby być przecięcie wstęgi na wyremontowanej ulicy Inflanckiej – od lat zaniedbanej i od dawna wpisanej na listę priorytetowych remontów. Niestety okazało się, że zarezerwowane w budżecie miasta na przebudowę drogi 30 milionów złotych to za mało – najtańsza oferta od wykonawcy opiewała na kwotę 40 milionów. No i pojawił się problem, bo nowy przetarg oznaczałby ciągnące się miesiącami procedury i za Chiny nie dałoby się skończyć remontu ulicy przed listopadowymi wyborami. A wtedy nici z uroczystego przecięcia wstęgi. W takim razie trzeba było znaleźć brakujące 10 milionów. Skąd je wziąć? Od radnych! Ale Ci przecież nie są skorzy do dawania pieniędzy na inwestycje, szczególnie te, które mogą okazać się sukcesem władz miasta tuż przed wyborami. Dlatego trzeba było również dać im coś w zamian. Jaka była cena radnych? Może pomnik prezydenta Lecha Kaczyńskiego i skwer nazwany jego imieniem, który przecież dla PiSu może okazać się największym i bardzo wyrazistym, przedwyborczym sukcesem? Wspólne interesy jednoczą najbardziej. Ale przecież PO nie mogła tak po prostu poprzeć budowy pomnika Lecha Kaczyńskiego w Łodzi, bo zadzwoniliby z Warszawy i tak zmyli głowę lokalnym politykom, że odwidziałby się im jakiekolwiek układy. Trzeba było to jakoś zamaskować. Dlatego zaczęło się liczenie. Zwolennicy budowy pomnika mogli liczyć na 15 głosów w 43 osobowej radzie. Wiadomo było, że SLD nie weźmie udziału w głosowaniu, bo zapowiadał to od początku (swoją drogą z tych zapowiedzi PiS musiał się bardzo cieszyć). Z prostej arytmetyki wyszło, że wystarczy, że na sali obrad zabraknie 6 radnych i koalicja zawiązana na to głosowanie przyjmie co chce, nawet przy sprzeciwie ze strony PO. I co się okazuje? Traf chciał, że akurat kilkoro radnych z PO miało do załatwienia jakieś pilne sprawy na mieście i opuściło salę, dokładnie akurat w tym momencie, kiedy było trzeba. Co za zbieg okoliczności! Tym bardziej, że dziwnym trafem kilka godzin wcześniej Rada Miejska zgodziła się na przesunięcie 10 milionów na przebudowę ulicy Inflanckiej. I wszyscy byli zadowoleni – pomnik powstanie i ulica będzie nowa. Można spokojnie kupować wstęgi i nożyczki, które czekać będą na oba uroczyste odsłonięcia.
Oczywiście wszyscy łódzcy politycy – zarówno PiS, PO, jak i SLD zaprzeczają, że doszło do jakichkolwiek porozumień, rozmów i że ktokolwiek się układał ze swoim politycznym przeciwnikiem. No cóż. Głosowanie w sprawie pomnika Lecha Kaczyńskiego rzeczywiście mogło być dziełem przypadku. Tylko, że ja akurat w przypadki nie wierzę.
Maciej Trojanowski – jest dziennikarzem Redakcji Informacji Radia Łódź, zajmuję się głównie polityką i samorządem.