Zdzisław Jaskuła (1951-2015) [PISZĘ, WIĘC JESTEM – JOANNA SIKORZANKA]
Stoimy na korytarzu łódzkiej polonistyki. Lata 70. – To on – słyszę szept koleżanek. – Jaskuła, pisze wiersze, podobno ma kłopoty na uczelni, bo podpisał jakiś list, działa w opozycji
Wysoki, szczupły, z opadającymi na ramiona ciemnymi włosami, uśmiecha się, ale wiele osób na ten uśmiech nie odpowiada, opuszczają wzrok. Na wydziale krążą też opowieści o jego romantycznej miłości do lektorki języka niemieckiego. Dzielą nas ze Zdzisławem trzy lata, ale doganiam go na którymś roku, bo władze Uniwersytetu Łódzkiego starają się jak mogą, by utrudnić mu studiowanie. Pamiętam konwersatorium z literatury staropolskiej opada nam szczęka, gdy czyta swój esej. Potem nie widuję go już na zajęciach, zostaje relegowany z uczelni pod pretekstem braku jakiegoś egzaminu sprzed lat. Ma wilczy bilet nie chce go przyjąć Uniwersytet Warszawski ani Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, wreszcie dzięki prof. Stefanii Skwarczyńskiej udaje się mu skończyć polonistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Nie spotykamy się dłuższy czas on jeździ do Lublina, ja studiuję w Warszawie; wiem, że zakłada ze znajomymi z opozycji Puls, pisze, jest przesłuchiwany. W domu przy ulicy Wschodniej, gdzie mieszka z żoną Sławą Lisiecką, tłumaczką literatury niemieckojęzycznej, założony zostaje podsłuch, przeprowadzane są rewizje, konfiskuje się książki i wydawnictwa niezależne. Pomimo tego salon Jaskułów otwarty jest cały czas, spotykają się tam pisarze, aktorzy, odbywają wykłady Towarzystwa Kursów Naukowych.
W 1981 roku ukazuje się kolejny, po Zbiegu okoliczności i Dwóch poematach, tom poetycki Zdzisława Wieczór autorski. Trwa karnawał Solidarności. Jako początkująca dziennikarka przeprowadzam wywiad z autorem
Nie wątpię, że są poeci,
Którzy trzymają w rękach klucz do wieczności
czyta jeden ze swoich wizjonerskich poematów
stają nadzy i martwi u bram ziemi,
wielcy jak hasło w Laroussie,
a potem bezboleśnie i lekko,
z duszą śmiertelną na ramieniu,
przechodzą na tamtą stronę
Wiersz dedykowany jest Witkowi Witoldowi Sułkowskiemu, z którym redagują wspólnie Puls. Do grona tego należy również Ewa Sułkowska Bierezin i Jacek Bierezin. 13 grudnia 1981 roku nie ukazuje się kolejny numer, jest stan wojenny. Zdzisław zajmuje się pisaniem i redagowaniem tekstów niezależnych, Sława tłumaczy. W salonie przy ulicy Wschodniej nadal odbywają się spotkania.
Który to rok? 1982? Może 1983? Idę do nich, na dworze mróz i śnieg, w domu ciepło, w kaflowym piecu buzuje ogień. Na Wschodniej gości Kicia Kocia objazdowy teatrzyk Mirona Białoszewskiego. Jagusia, młodsza córka, wita wszystkich piosenką A ja kocham moją mamę; siedzimy na kanapie i krzesłach i słuchamy Mironowych tekstów, zanosząc się śmiechem. Rok później kolejne spotkanie i wspólne śpiewanie kolęd. I wtedy, i potem, nad stroną artystyczną czuwają aktorzy z Teatru Studyjnego w Łodzi, z którym Zdzisław Jaskuła jest związany. Zaczyna się okres teatralny w jego życiu. Sława Lisiecka nadal tłumaczy, ale mimo zaproszeń z zagranicy nie mogą wyjechać z kraju, do połowy lat 80. nie dostają paszportu. Są często karani przez kolegia orzekające pod pretekstem zakłócania ciszy nocnej. Rok 1989 wszystko zmienia. Pamiętam, spotykamy się na Wschodniej w grudniu89 wznosimy toast za mojego syna, który urodził się kilka miesięcy wcześniej, rozmawiamy o wydarzeniach w Rumunii. W TV pokazywany jest film z egzekucji Eleny i Nicolae Ceaucescu Zdzisław patrzy na to ze smutkiem.
W jego życiu pojawia się Teatr Nowy, zostaje jego dyrektorem, dwukrotnie. Nie pisze wierszy, poświęca się reżyserowaniu, organizowaniu życia teatralnego, tłumaczy. W 1999 roku ukazuje się w przekładzie Sławy Lisieckiej i Zdzisława Jaskuły Tako rzecze Zaratustra Nietzschego. Kilka lat później również wspólne tłumaczenie wierszy Ingeborg Bachman. Siedzimy razem w radiowym studiu, czytają, w duecie
Von allen Wolken losen sich die Dauben,
der Regen wird durch jeden Schacht gesiebt
Wszędzie z chmurnego nieba odpadają klepki
i deszcz się przesiewa poprzez każdy świetlik,
po schodach pożarowych zeskakuje zwinny,
by na pełnej muzyki pobrzdękiwać skrzyni.
Jak pięknie to brzmi. Jak bardzo żałuję, że Zdzisław już nie pisze wierszy. Ale, na szczęście, zawsze można sięgnąć do jego tomów poezji. Umawiam się kiedyś z nim (nigdy nie odmawia!) i ze studentami z warsztatów radiowych na podwórku przy Wschodniej, prosimy o przeczytanie jednego z utworów, tego dedykowanego Ewie Sułkowskiej Bierezin, mojego ulubionego
Mój Boże mówię gdzie to się zdarzyło przypomnij sobie
Już kiedyś płakałem na tym pogrzebie
Na tej barykadzie
Już kiedyś przechodziłem przez ten mur
Jak pod łukiem triumfalnym
Już kiedyś podnosił mnie oddech
Obcego człowieka
Mój Boże mówię przypomnij sobie
Gdzie kiedy było jeszcze groźniej
Wszyscy zasłuchani, zapatrzeni.
Tak jak wtedy, gdy podczas radiowej transmisji 1 edycji Festiwalu Literackiego Puls przypominał wiersz Maszyna do pisania dedykowany mojemu sercu, Sławie rozpoczynający się od słów –
Zastanawiałem się właśnie, co by tu jeszcze
ocalić
czy wiersz skierowany do Jacka Bierezina Splot
Więc noc więc bezsenność więc półsen więc zmęczenie
Nie mogę oprzeć się myśli, że może już są teraz razem Ewa, Jacek, Witek, i on Zdzisław.
Piękny umysł, piękne serce.
Jutro stawimy się na cmentarzu, mając w pamięci jego Testament –
Ci którzy nie pożegnali się ze mną niech
wpadną do mnie jutro kiedy już trochę ochłonę
Nawiedzajcie mnie zresztą przyjaciele
i jeśli to możliwe kupcie mi budzik
aby o świcie nie omijała mnie jasność.