Klasowe pośmiewiska (felieton z 23.10.2015)
Szkolna zasada mówi jasno nie można się w żaden sposób wychylać, bo jeszcze cię wybiorą. Kto nie był tego świadkiem? Wiadomo, że jak trzeba było wybrać przewodniczącego klasy, zostawał nim ten, który pierwszy się zgłosił, albo poirytowany biernością swoich kolegów zaczął tłumaczyć, że ktoś musi w końcu tę rolę pełnić. A, że czasami w ten sposób do samorządu klasowego wybierano cwaniaków i największych lizusów, których nikt nie lubił to już nieważne. Ważne, że wychowawczyni się od klasy odczepiła i po lekcjach będzie można pójść pograć w gałę, albo powymieniać się Turbówkami.
W poniedziałek będzie już po wszystkim. Grzmiące z telewizorów głowy dadzą nam spokój, a my spokojnie będziemy mogli wyjść z kolegami wieczorem do pubu, albo pójść do kina i niczym się nie przejmować. Gorzej jak po paru miesiącach nagle się okaże, że klasowy skarbnik zacznie od nas wołać 5 złotych, bo pani od fizyki trzeba kwiaty kupić. Co prawda pani od fizyki to największa szkolna piła, której nikt nie lubi i na dawanie kwiatów zasadniczo nikt nie ma ochoty, ale przecież tak zdecydował samorząd klasowy! Samorząd wybrany demokratycznie przez pięciu uczniów z pierwszej ławki, bo reszta była zajęta rysowaniem sprośnych rysunków w zeszytach koleżanek, albo wysyłaniem potajemnych wiadomości. Zatem trzeba przeboleć i zamiast wydawać kieszonkowe na gumy do żucia i chipsy przez cały rok szkolny będziemy je wydawać na prezenty dla najmniej lubianych nauczycieli. I nawet może zdarzyć się tak, że większość klasy będzie chciała zorganizować dyskotekę, bo przecież to najlepsza okazja, żeby Baśkę z trzeciej ławki poprosić o chodzenie. Ale nic z tego. Pośmiewisko klasowe, które na pierwszej wychowawczej, przez całkowity przypadek zostało wybrane na przewodniczącego żadnej dyskoteki nie zorganizuje. W zamian będzie konkurs wiedzy fizycznej i pączek dla każdego belfra z okazji dnia nauczyciela. Oczywiście laury za takie inicjatywy spadną na samorząd i wręczającego pączek gogusia w wyprasowanej koszuli, który do samorządu praktycznie wybrał się sam. Franek z ostatniej ławki, który co miesiąc grzecznie oddaje swoje kieszonkowe i tak dostanie pałę z zachowania, bo ktoś doniesie, że schował Mariuszowi plecak w damskim. Tak było jest i będzie. Nie ma co kruszyć kopi.
A gdyby tak cała klasa się zebrała i w końcu, raz jeden, wybrała na przewodniczącego Martę, która przecież doskonale wszystkich rozumie i wcale nauczycielom się nie podlizuje? No takiej możliwości zwyczajnie nie ma, bo do następnych wyborów i tak wszyscy zapomną jaka z przewodniczącego i skarbnika jest niesympatyczna banda. Znów ważniejsze okażą się wspomnienia z wakacji niż jakieś tam kwestie organizacyjne.
Maciej Trojanowski
Nazwa | Plik | Autor |
Felieton z 23.10.2015 | audio (m4a) audio (oga) |