Teza nie do obrony (felieton z 07.02.2014)
I znów się wokół Łodzi zrobiło zamieszanie. Najpierw kilkoro dziennikarzy z warszawskiego studia jednej z komercyjnych rozgłośni wylało wiadro nieczystości na miasto z którego pochodzi, a później temat pociągnął bliżej nieznany łódzkim czytelnikom Michał Matys na łamach Gazety Wyborczej. Słuchając wspomnianej audycji radiowej i czytając tekst byłego łodzianina odniosłem wrażenie, że albo ja mieszkam w jakimś innym mieście, albo szanowni Państwo redaktorzy dawno u nas nie byli.
Nie ma co ukrywać. Łódź ma swoje problemy. Może ma ich nawet więcej niż inne miasta, ale to nie powód, żeby od razu starać się udowodnić, że wszelkie łódzkie tragedie to jakieś fatum wiszące nad centralną Polską, albo próbować logicznie uzasadniać ciąg zdarzeń, który miałby czytelnika doprowadzić do wniosku, że w żadnym innym mieście nikt nikogo nie przejeżdża na pasach, nikt nikogo nie atakuje i broń Boże nie bije na ulicy. Tak specyficzna jest tylko Łódź. Taka teza ma krótsze nogi niż zwykłe kłamstwo i nie da się jej udowodnić choćby i na pięciu stronach, w 12 akapitach najbardziej poczytnej nawet gazety. Bardzo bym chciał, żeby którykolwiek z dziennikarzy patrzących na Łódź z Warszawy, albo Wrocławia zastanowił się kiedyś w końcu na przykład dlaczego w Łodzi jest tyle rozproszonych enklaw biedy, albo co działo się z miastem po 89 roku i dlaczego pies z kulawą nogą się wtedy o nie nie upomniał. Choć kopnąć miasto z którego się pochodzi jest pewnie łatwiej niż cokolwiek analizować. Warto by było też zapytać na łamach ogólnopolskiej prasy jak z takimi problemami miasto ma sobie radzić, a nie od razu stawiać krzyżyk nad bądź co bądź wciąż trzeciej co do wielkości metropolii w Polsce. Chyba jednak za dużo oczekuję. To może chociaż dla pozorów obiektywizmu warto by w kolejnym artykule wspomnieć o tej drugiej stronie Łodzi, którą dostrzegam ja, czyli o młodych pełnych energii ludziach, o inwestycjach, które często są wyszarpywane innym miastom w niełatwej walce, przez wszystkie ekipy rządzące, albo o życiu kulturalnym o śmierci którego plotki są nieco przesadzone?
Ale może i dobrze, że nikt tej łyżki miodu do beczki pełnej dziegciu nie dodał. To przynajmniej postawiło samych łodzian na równe nogi i część z nich zmusiło do krzyknięcia głośnego „nie” dla kolejnej próby utrwalania stereotypów. W końcu za wizerunek miasta najbardziej odpowiedzialni są jego mieszkańcy, a fakt, że Łódź najgłośniej krytykują właśnie byli łodzianie o czymś świadczy.
Na koniec jeszcze warto wspomnieć, że redaktor Michał Matys na dniach zamierza przyjechać do Łodzi na spotkanie z czytelnikami. Pewnie chce wyjaśnić co miał na myśli pisząc swój artykuł, bo nie wierze, żeby publicznie powtórzył wszystkie swoje tezy zawarte w artykule. Warto chyba na tym spotkaniu się pojawić – przynajmniej po to, żeby znów się zdenerwować i później z jeszcze większą zaciętością bronić Łodzi.
Maciej Trojanowski
Nazwa | Plik | Autor |