Bananowa republika (felieton z 31.07.2015)
Wysłałem ostatnio list. Ale nie to żeby jakąś tam pocztówkę z wakacji, albo informację do przyjaciela o tym co akurat robię. Proszę sobie wyobrazić (bo sam trochę nie jestem w stanie w to uwierzyć), wysłałem list do znanego, brytyjskiego aktora Maxa Ryana. Razem ze mną zrobiło to kilkudziesięciu, a może nawet i kilkuset łodzian. Napisaliśmy w sprawie, która nas naprawdę denerwuję. Chcemy, żeby zaniedbany przez lata budynek, którego aktor jest właścicielem, przestał straszyć i żeby człowiek, który go kupił przestał traktować jedną z piękniejszych łódzkich wilii, jak kaprys, o którym dawno zapomniał.
Z jednej strony to niesamowite, że łodzianom zależy, że ktoś w końcu pomyślał o ruderze i próbuje zwrócić na nią uwagę. Ale z drugiej strony to wprost nieprawdopodobne, że w kraju cywilizowanym, ktoś tak może obywatelom, w tak bezczelny sposób, grać na nosie! Cała akcja w obronie wilii pokazuje, jak bardzo bezradne jest państwo wobec spekulantów, kapryśnych bogaczy i funduszy, które w nieruchomościach mrożą nadwyżki kapitału. Nic im nie można zrobić! Można jedynie prosić, apelować i z niezadowolenia tupać nogą. Bo przecież własność Maxa Ryana nie jest jedyna! Na najbardziej reprezentacyjnym odcinku Piotrkowskiej od lat stoi zapomniany Dom Buta. Właściciela budynek najpewniej obchodzi tyle, co nas nieruchomości w Mozambiku i kpi ze wszystkich wokół. Niby budynek jest zadbany, niby nic mu nie zagraża, ale coś jest chyba nie tak. Gorzej jest z od lat zapomnianym terenem przy ulicy Żeromskiego, zaraz obok hotelu. Działka po wyburzeniu jednej z łódzkich fabryk straszy wszystkich, którzy do miasta przyjeżdżają i pokazuje dokładnie jak w Polsce można sobie kpić z jakiegokolwiek poczucia estetyki. Przez lata nikt tych wszystkich właścicieli nie jest w stanie do niczego zmusić, nikt nie może tych nieruchomości przejąć, ani nawet odkupić. No nie mamy Pańskiego płaszcza! I co nam Pan zrobisz? Nic Pan nie zrobisz. Tak właśnie dzieje się od lat, podczas których posłowie w nieskończoność deliberowali o ustawie rewitalizacyjnej. Na szczęście niby nowe przepisy są już gotowe, niby sejm już je przyjął, ale do momentu w którym samorządy rzeczywiście będą mogły z narzędzi walki z takimi zjawiskami skorzystać, jeszcze kawałek drogi jest.
Dopóki samorządowcy nowych przepisów rzeczywiście nie dostaną do ręki, dalej będziemy czuć się jak w jakiejś republice bananowej, do której przyjeżdża bogaty szejk i kupuje co mu się żywnie podoba. Nie musi się przecież niczym martwić, bo i tak mu nic nie zrobią. Po napisaniu listu do Anglika zwyczajnie miałem niesmak w ustach i mam wrażenie, że wkrótce przyjdzie mi też przełknąć gorzką pigułkę, kiedy okaże się, że akcja tak naprawdę nic nie dała.
Maciej Trojanowski
Nazwa | Plik | Autor |
felieton z 30.07.15 | audio (m4a) audio (oga) |