Wartoprzeczytać
Marii Czubaszek boks na Ptaku
Satyryczka, autorka słuchowisk radiowych, felietonistka, pisarka… Maria Czubaszek odwiedziła Łódź w związku z promocją nowej książki „Boks na Ptaku”, w której Artur Andrus przeprowadza bardzo swobodny wywiad z małżeństwem Czubaszek – Karolak. A z czym bohaterka pomyliła tytułowy boks? Z Marią Czubaszek rozmawia Aleksandra Kotlińska.
Aleksandra Kotlińska: Czy wie już Pani co to jest boks na Ptaku?
Maria Czubaszek: Już tak. W zasadzie dowiedziałam się tego po spotkaniu w Łodzi. Stąd tez tytuł drugiej książki. Często mamy spotkania z Arturem Andrusem, a on zawsze twierdzi, że ja potrafię odpowiedzieć na każde pytanie. I rzeczywiście. Trochę zmyślam czasem, ale odpowiadam. Kiedy byliśmy razem na spotkaniu w Łodzi i raptem jeden pan spytał, czy nie myślałam o boksie na Ptaku. Wtedy zupełnie mnie zatkało. A że mówiliśmy właśnie o kwestiach damsko-męskich, to jeszcze z botoksem mi się to pomyliło. I wtedy dowiedziałam się, że jest w Łodzi bardzo znany bazar, który swoją nazwę wziął od nazwiska założyciela.
A.K.: Wyjściem do spotkania jest książka. Mówiła Pani, ze nie lubi podróżować?
M.C.: Ja do 30 roku życia praktyczni nie ruszałam się z Warszawy. Mnie podróże absolutni nie interesują. Bierze się to między innymi z tego, że ja jestem mało wrażliwa osobą na architekturę, widoki. Mnie właściwie interesują ludzie. W czasach kiedy ja byłam młoda, sto lat temu, nie przywiązywało się wagi do nauki języków. Uczyłam się angielskiego, ale ponieważ nigdzie nie wyjeżdżałam, nie miałam kontaktu z tym językiem. Jestem kaleką językowym. A pojechać gdzieś i nie mówić… Ja nie mam takiej gestykulacji, jak na przykład poseł Cymański, więc językiem migowym też się nie dogadam.
A.K.: Jednak jeśli chodzi o język polski, to pięknie się Pani nim posługuje.
M.C.: Czy pięknie to znowu jest to przesada…
A.K.: Zaskakująco?
M.C.: Właśnie dlatego, że jak dawno temu zaczęłam pisać w radiu dla pani Reni Kwiatkowskiej i Jurka Dobrowolskiego, spotykaliśmy się prywatnie i w zasadzie tak właśnie mówiliśmy. W tamtych czasach mówili, że część warszawiaków zaczęło mówić moim językiem. Wyrażenia typu „nieosobisty narzeczony” albo „intymny narzeczony” Teraz moja praca polega głównie na szwendaniu się po różnych telewizjach. Jestem zapraszana jako gość, a nie jestem osobą asertywną. Za czasów mojej młodości nawet takiego słowa się nie znało. Kiedy żyła jeszcze pani Stefania Grodzieńska, ona była ciut ode mnie starsza, to ją proszono. A teraz ja się zrobiłam najstarsza. Tłumaczę to na zasadzie last minute – jeszcze coś mogę powiedzieć, bo może jutro mnie szlag trafi.
A.K.: Jakie to uczucie wiedzieć, że powstała o sobie praca magisterska? Podobno jakaś studentka napisała o Pani pracę?
M.C.: Tak, tak. Byłam zaskoczona, bo kontaktowała się ze mną dziewczyna z Krakowa. I jak powiedziała, że pisze prace na temat moich słuchowisk radiowych, powiedziałam: Matko Boska, że Pani się chce. Potem przysłała mi pracę i muszę przyznać, że do końca jej nie przeczytałam, bo to było takie mądre. Chodziło o język w słuchowiskach Marii Czubaszek, który świadczyć ma o tym, ze ludzie nie potrafią się ze soba kontaktować. A ja w ogóle o tym nie myślałam. Byłam bardzo zaskoczona i bardzo mnie to rozbawiło. Ja nie przywiązuje wagi do tego, co ja robię, co ja pisałam, mówię.
A.K.: Właśnie z książki wiemy, że cała walizka Pani tekstów została wyciągnięta przez Artura Andrusa z piwnicy?
M.C.: I on to wyszukuje. Do tego stopnia, że znalazł się jeden tekst Przybory.
A.K.: A jaka jest różnica między dawnym kabaretem literackim, a tym, którym mamy teraz?
M.C.: Na pewno jest różnica. Dziś odchodzimy od tego kabaretu literackiego. Kiedyś były świetne teksty, świetnych autorów. Osiecka, Młynarski, Staszek Tym… Teraz, na ogół, są to głównie amatorzy, młodzi ludzie, którzy nie znają tamtych kabaretów, bo nie było ich wtedy na świecie. Nawet nie mają tej ciekawości, żeby sprawdzić co tam było. Większość z nich nie widziało nawet Kabaretu Starszych Panów. Mam o to troszeczkę żal, ale wydaje mi się, że to dobrze, że kabaret się zmienia. Kiedyś była w warszawskim Teatrze Kamienica, gdzie zrobili kabaret na podstawie starych, przedwojennych tekstów. I muszę powiedzieć, ze tak się wynudziłam, że w połowie wyszłam. To było straszne. Wiele rzeczy się starzeje i to jest nie do przyjęcia w tej chwili. Gdybym wierzyła w złotą rybkę, albo w cuda, to chciałabym popijać sobie troszkę Campari,palić papierosy i grać w pokera.
Z Marią Czubaszek rozmawiała Aleksandra Kotlińska
Nazwa | Plik | Autor |