Koszyczek wielkanocny, czyli Tajemnica Odkupienia [Piszę, więc jestem – Joanna Sikorzanka]
Wietrzna niesłychanie tegoroczna Wielkanoc. Zimna, podobnie jak cały Wielki Tydzień. Przejrzysta, obmyta deszczem i pobielona śniegiem.
Pisząc te słowa, spoglądam przez okno na wielki jesion, na którym uwiły sobie gniazdo ptaki. Może to Turdus merula, kos, który znów obudził mnie około trzeciej nad ranem, swym gwizdem oznajmiając istnienie własne i świata. W gnieździe widać białawo-błękitne jajka, już niedługo ich skorupki przebiją małe łepki, zrobi się szaro i niebiesko. Urodzi się nowe życie. Słysząc tę ptasią rezurekcję i towarzyszące jej bicie dzwonów i petardy pomyślałam o naszej kosmogonicznej wspólnocie. Urodził się! Alleluja! zanosi się śpiewem kos, Chrystus zmartwychwstał, mówimy my, w swoim ludzkim języku, budzi się świat do życia, po raz kolejny, wiecznie.
Już mamy za sobą sceny męki Pańskiej, drogę krzyżową rozpisaną na kolejne stacje, z tą ostatnią – XV – przedstawiającą Zmartwychwstanie. I pytania, które pojawiają sie w wielu przekazach, pismach, utworach literackich.
Nie rozumiem, dlaczego tak być musiało,
Żeby syn Boży umierał na krzyżu?
Bohaterka wiersza Czesława Miłosza ze zbioru “Druga przestrzeń”, Kasia, docieka –
Jak to? W złocistych szatach i koronie
Spoza obłoku przyglądał się kaźni?
Mówię jej: Tajemnica Odkupienia.
A Kasia, że nie życzy sobie być zbawiona
Za cenę tortur człowieka niewinnego.
Ojciec Kasi w kościele klęka co niedziela –
pisze Miłosz dalej i dodaje zaraz –
Bo co wprowadzić na miejsce religii?
Chyba głupawe partyjne obrzędy,
Albo burdami kończone igrzyska.
Namiastkę w postaci świątecznych jarmarków, gdzie kupimy baranki, palemki, jajka i czekoladowe zajączki? To takie nasze wielkanocne dekorum, przywiązanie do tradycji, która staje się coraz bardzie odległa od religijnego aspektu świąt. Myślałam o tym obserwując tych, którzy przyszli w Wielką Sobotę ze święconką do kościoła. Te ułożone w koszyczkach artefakty naszej obyczajowości wydają się nieraz tak bardzo odległe od istoty Wielkiej Nocy. Ich poświęcenie wielu z nas traktuje zupełnie instrumentalnie. Często po prostu jako wstęp do wielkanocnego biesiadowania wśród jaj, pasztetów, kiełbas czy ciast, często suto zakrapianych alkoholem. Dochodzą do tego ludowe obrzędy kalwaryjskie, wieszanie Judasza i śmigus-dyngus. Coraz częściej też niektórzy traktują te dni jako okazję do wyrwania się na urlop do spa czy ciepłych krajów. Święcenie pokarmów czy wielkanocna rezurekcja nie są konkurencyjne dla wyjazdu all inclusiv, bez zbędnego obciążania się nie tylko przygotowywaniem wszystkiego, ale i myśleniem o tym.
Gwiżdże kos, radośnie, na rezurekcję, a ja patrzę na niewielki, upleciony z wikliny, zniszczony już nieco koszyczek ze święconką, który jest obecny w moim życiu od zawsze. Pewnie, można by go było wymienić na lepszy model, pomieściłby więcej pokarmów, jakiegoś bardziej okazałego baranka, więcej jaj, ale po co? Trzymając jego uchwyt chwytam historię. Nosiła go do wileńskich kościołów moja Babcia ze swoim małym synkiem, moim Tatą. Potem przywiozła ten repatriancki koszyczek do Łodzi, razem z komodą, owalnym stołem i krzesłami, a także kompletem pięknej białej porcelany, którą dotykam z niesłychaną delikatnością. Skromny, powyginany, zaczął odwiedzać łódzkie kościoły, mieszcząc w sobie dwie połówki jajka, ułamek chleba, sól, kawałek kiełbasy, okruch ciasta. Gdy trochę dorosłam, stawiałam go obok koszyczka mojej Przyjaciółki – nasze wyprawy ze święconką stały się rytuałem nie tylko w sensie religijnym, także przypieczętowały naszą bliskość. Niestety, rozdzielił nas ocean. Nas i nasze koszyczki. Ja wciąż ustrajam swój kaziukowymi palmami, ona liśćmi palmowymi, sprowadzanymi prosto z Jerozolimy, podobnymi do wąskiego miecza. Niesiemy je, oddzielnie, o różnych godzinach, przemierzając różne kontynenty, ale jakby razem. To nasza wartość, wspieranie się, gotowość do stania przy sobie, także w najtrudniejszych momentach. “Kiedy przychodzi fala niepowodzeń” – pisze w swoich “Medytacjach Drogi Krzyżowej” ks. Adam Boniecki – “gdy nie ma perspektyw, w zmęczeniu codziennością, w momentach klęski, w smutku, że nie wytrwaliśmy, i w bólu samotności, pomyślmy o trzecim upadku Jezusa. […] Upadać jest rzeczą ludzką, szatańską – trwać w upadku”. Razem jesteśmy w stanie wstać.
Jak to jest z nami?
Tak naprawdę to trochę wierzą, a trochę nie wierzą –
pisze Poeta –
Chodzą do kościoła, żeby kto nie pomyślał, że są bezbożni.
Podczas kazania myślą o piersiach Julki, o słoniu, o cenie masła
i o Nowej Gwinei.
Odważył się myśleć, że tacy kiedyś będą
W tę noc, kiedy klęczał w Oliwnym Ogrodzie
I czuł na plecach zimny pot przerażenia.