Szafa Leonii, czyli łódzka historia kobiet [Piszę, więc jestem – Joanna Sikorzanka]
Klęczy w fartuchu, ze szmatą w ręce, obok miska. Myje podłogę. Kobieta. Tak została uwieczniona na pomniku, na którym widnieje – w języku hiszpańskim – napis: Wszystkim kobietom, które po cichu tworzyły historię. Hura! Nareszcie mam swój pomnik! I Ty też. I Ty.
Cieszycie się? Jakieś uwagi? Że już nie na kolanach, ale z mopem? Racja, ale ogólnie zgadza się. Tworzymy historię, możemy być dumne. W przestrzeni miejskiej przedstawia się nas ze szmatą, proszkiem do prania, nową pralką lub wózkiem na zakupy (billboardy). Czasem – z dzieckiem, które otaczamy opieką (vide – pomnik w CZMP). W reklamach jesteśmy piękne dzięki kremom, które nas odmładzają i mascarom, które wydłużają nam rzęsy, pogrubiając je do 88 procent, mamy się podobać. Zażywamy tabletki, pijemy syropy, ponieważ mamy nigdy nie chorują, a na starość zaopatrujemy się w żele, które pomogą nam znieść ból stawów i pieczemy wnukom ciasteczka. Jesteśmy zachęcane do tego, by rodzić dzieci (niż demograficzny!), ale pierwsze pytanie jakie zadaje się nam, gdy próbujemy znaleźć pracę brzmi – mam nadzieję, że nie jest pani w ciąży? W dalszym ciągu występujemy w charakterze ozdobnika (dziewczyna w mini na masce samochodu, w którym siedzi facet) lub pomocy kuchennej (pani Małgosiu – profesor do pani doktor na spotkaniu w katedrze na uniwersytecie – przyniesie nam pani herbatkę? wokół sami mężczyźni, często niżsi rangą).
Tworzymy historię, bezsprzecznie, ale czy ona o nas pamięta? Jak wiele ulic w Łodzi upamiętnia kobiety? I czy wśród nich są łodzianki? Okazuje się, że najwięcej szczęścia mają pisarki, trochę to dziwne w kraju, gdzie rzadko kto sięga po książkę… Ma więc swoją ulicę Zofia Nałkowska i Maria Konopnicka, Narcyza Żmichowska i Pola Gojawiczyńska, Ewa Szelburg – Zarembina i Pola Gojawiczyńska. Pojawiają się aktorki – Hanka Ordonówna, Mieczysława Ćwiklińska czy Jadwiga Andrzejewska (łodzianka!), jest łódzka skrzypaczka – Grażyna Bacewicz, ale nie ma Katarzyny Kobro – awangardowej rzeźbiarki, która związana była z Łodzią i pochowana jest na naszym cmentarzu prawosławnym, ma natomiast swoją ulicę jej mąż – Władysław Strzemiński. Dobrze chociaż, że istnieje Nagroda im. K. Kobro przyznawana poszukującym artystom. Jest ulica Julina Tuwima, ale nie ma ulicy Ireny Tuwim, siostry poety, która również urodziła się w Łodzi i genialnie przetłumaczyła Kubusia Puchatka. Są kobiety związane z nauką – oczywiście Maria Skłodowska – Curie, której ulice znajdziemy w całej Polsce czy Alicja Dorabialska, fizykochemiczka związana z Politechniką Łódzką. Są bojowniczki, jak Maria Piotrowiczowa, biorąca udział w powstaniu styczniowym, walcząca pod Dobrą czy Zula Pacanowska, działaczka komunistyczna, aktorka, a w czasie wojny sanitariuszka w Litzmannstadt Getto – zginęła w Chełmnie nad Nerem razem ze swoimi pacjentami, których nie chciała opuścić w czasie deportacji w 1942 roku.
W Łodzi jest ponad 2400 ulic. Jeśli dobrze policzyłam około 30 z nich upamiętnia kobiety. Ile to procent? Niewiele ponad jeden… Żaden łódzki plac nie ma kobiety jako patronki (nawiasem mówiąc – dlaczego nie mówi się matronki?), ani rynek, ani rondo. Owszem, jest ulica Szecherezady i Rusałki, Dobrej Wróżki i Czerwonego Kapturka, ale nie ma ulicy czy skweru Haliny Szwarc czy Maryli Biedermann, Leonii Poznańskiej czy Ewy Sułkowskiej – Bierezin. Halina Szwarc z domu Kłąb to niezwykła postać – była szpiegiem, w czasie II wojny światowej współpracowała z aliantami i między innymi pomogła zlokalizować obiekty wojskowe w Hamburgu. Jak piszą przedstawicielki Kolektywu Kobiety znad Łódki – udała się z niemieckim żołnierzem na romantyczny rejs łódką, poprosiła go o zrobienie pamiątkowych zdjęć i celowo pozowała na tle portu. Po wojnie została lekarką, specjalizowała się w gerontologii i była inicjatorką utworzenia Uniwersytetu III Wieku. Osoby związane z uniwersytetem zabiegały o nadanie którejś z ulic jej imienia, niestety Komisja Kultury Rady Miejskiej w Łodzi w 2012 roku zdecydowała o “nieopiniowaniu tego wniosku”. Pamięć o prof. Halinie Szwarc nie istnieje w naszej wspólnej, miejskiej przestrzeni. Podobnie jest z Marylą Biedermann, córką znanego łódzkiego fabrykanta, zwaną Lil, która razem z siostrą uczyła się w gimnazjum Pentkowskiej i Macińskiej przy ulicy Wólczańskiej, studiowała w Szwajcarii i Wiedniu, a w czasie wojny walczyła w AK. Zginęła tragicznie, wraz z rodzicami, w 1945 roku. A Leonia Poznańska, żona Izraela Poznańskiego, znana ze swej działalności charytatywnej? W łódzkiej Tkalni Dźwięków usłyszeć można skrzypienie drzwi jej szafy, ale to chyba trochę za mało. Jakiś czas temu skwerowi w campusie uniwersyteckim, przy ulicy Matejki, nadano imię Zofii i Zygmunta Hertzów, upamiętniając tym samym pierwszą polską notariuszkę, która karierę zaczynała w Łodzi; mam nadzieję, że również Ewa Sułkowska – Bierezin – opozycjonistka, dziennikarka i tłumaczka doczeka się kiedyś swojej ulicy.
Wspomniany Kolektyw Kobiety znad Łódki od lat zajmuje się poszukiwaniem niezwykłych postaci kobiecych w historii Łodzi i przywracaniem pamięci o nich. Wytyczony został Łódzki Szlak Kobiet, organizowane są spacery, powstają publikacje. Nazwisk przybywa, przybywa też ulic. Twórzmy historię.
![Szafa Leonii, czyli łódzka historia kobiet [Piszę, więc jestem - Joanna Sikorzanka] 1 12568 78fbe78fe1f03bbd10c0d2894148e165](/wp-content/archiwum/files/12568-78fbe78fe1f03bbd10c0d2894148e165.jpg)