Samookaleczenia w dziecięcym oddziale psychiatrii
– Dzieci nie mają wsparcia i pomocy, nudzą się, robią sobie krzywdę, chociaż, kiedy były w domach nigdy nie dochodziło do takich sytuacji. Na oddział wnoszone są żyletki i dopalacze – opowiadają rodzice małych pacjentów leczonych w oddziale Psychiatrii Młodzieżowej Centralnego Szpitala Klinicznego przy ulicy Czechosłowackiej w Łodzi.

– Wieczorami w szpitalu jest jeden lekarz na trzy albo cztery odziały. Bardzo często nie jest to lekarz specjalista psychiatrii młodzieżowej, tylko pracujący obok na geriatrii czy na oddziale dla osób dorosłych – żali się jedna z mam, której dziecko przebywało w placówce. Podobnie sytuację relacjonuje przynajmniej ośmiu rodziców. – Mój syn był na oddziale na ulicy Czechosłowackiej dwukrotnie. Podczas trzymiesięcznego pobytu nie był na ani jednym spotkaniu terapeutycznym. Stawiana była tylko diagnoza. Opowiadał, że leczenie polegało na zadawaniu czterystu pytań. Przed pierwszym pobytem w szpitalu syn nie wiedział, co to znaczy “cięcie się”. Nauczył się tego na oddziale, a rany wyglądały na niepielęgnowane -dodaje inny rodzic.
Pracownicy szpitala nie zgadzają się z zastrzeżeniami rodziców
Dyrekcja placówki podkreśla, że na oddziale pracuje więcej lekarzy i psychologów, niż wymaga tego kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. – Codziennie dziecko jest oglądane przez lekarza prowadzącego. Musi też samo wyrazić ochotę na terapię. Ma spotkania z terapeutą indywidualnym, a poza tym odbywają się zajęcia dla całej społeczności. Bardzo tego pilnuję, aby codziennie rano każde dziecko było na spotkaniu całej społeczności. Później są zajęcia grupowe: zaburzeń depresyjnych, kontroli impulsów, psychoedukacyjna. Każdego dnia odbywają się również zajęcia szkolne. Nie ma takiej możliwości, aby przez cały dzień dziecka nikt nie widział – przekonujedr Marta Grancow-Grabka.
Według prof. Agnieszki Gmitrowicz, kierownik kliniki psychiatrii, nie można wykluczyć, że pacjenci mogą uczyć się samookaleczenia na oddziale. Jest to złożony problem i dotyczy nawet dwudziestu procent dzieci i młodzieży szkolnej. Zdaniem rodziców, samookaleczenia wynikają z braku odpowiedniej opieki lekarskiej.
Będzie kontrola NFZ
Ministerstwo zdrowia jednoznacznie nie wymaga, jakiego rodzaju zajęcia i terapia powinny być prowadzone, a jakie nie. – Przepisy mówią tylko, że dzieci powinny mieć dostęp do diagnostyki i leczenia – tłumaczy Anna Leder, rzeczniczka prasowa łódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia.
Skarga na działania szpitala trafiła do Rzecznika Praw Pacjenta, który przekazał ją do NFZ. Ten rozważa kontrolę. – Przeanalizujemy świadczenia i liczbę hospitalizowanych pacjentów. Na podstawie tego zdecydujemy, w jaki sposób sprawdzić oddział – dodaje Anna Leder.
Prokuratura wszczyna postępowanie
Jeden z rodziców złożył w ubiegłym tygodniu do Prokuratury Łódź – Widzew zawiadomienie, w którym opisuje między innymi przypadki wnoszenia na oddział żyletek, dopalaczy, czy samookaleczenia. Śledczy zdecydowali wszcząć postępowanie w tej sprawie. – Dotyczy ono możliwości narażenia pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jest to czyn zagrożony karą pozbawienia wolności do lat pięciu. W najbliższych dniach zostaną przeprowadzone czynności procesowe. Nie ulega wątpliwości, że prokuratorzy będą musieli zabezpieczyć monitoring oraz dokumentację medyczną – informuje Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Organem założycielskim szpitala jest Rektor Uniwersytetu Medycznego. Nie chce komentować sprawy, bo dowiedział się o niej od dziennikarzy.
Posłuchaj całej relacji i dowiedz się więcej:
Nazwa | Plik | Autor |
Samookaleczenia w oddziale psychiatrii dla dzieci | audio (m4a) audio (oga) |