Tagi, czyli o co idzie w IDZIE [Piszę, więc jestem – Joanna Sikorzanka]
Obejrzałam “IDĘ”. Jak mogłabym zapisać moje pierwsze wrażenia posługując się tagami? Może tak: strata, rozpacz, poszukiwanie siebie, śmierć, historia, piękno, muzyka, cisza.
![Tagi, czyli o co idzie w IDZIE [Piszę, więc jestem - Joanna Sikorzanka] 1 11306 4a670a3be781f61f63d407d79fd2298f](/wp-content/archiwum/files/11306-4a670a3be781f61f63d407d79fd2298f.jpg)
Czy inni, którzy obejrzeli film Pawła Pawlikowskiego mają podobne odczucia? Niekoniecznie. Z różnych publikacji wynika, że dla jednych to po prostu film antypolski, dla drugich – antysemicki. Przypomnijmy – tytułową bohaterką filmu jest młoda nowicjuszka, która na kilka dni przed złożeniem ślubów wieczystych w klasztorze zostaje nakłoniona przez przełożoną do odwiedzenia swojej jedynej krewnej, ciotki. Ta okazuje się osławioną “krwawą Wandą”, Żydówką, stalinowską prokuratorką mającą na sumieniu wiele istnień ludzkich. Opowiada siostrzenicy o przeszłości, zabiera ją do rodzinnej wsi Piaski pod Łomżą, gdzie mieszkała kiedyś rodzina Lebensteinów i razem zaczynają szukać grobu rodziców Idy, Róży i Chaima, a także Tadzia, małego synka Wandy. Prawda okazuje się straszna – ukrywani przez jednego z sąsiadów zostali zamordowani przez jego syna, który teraz mieszka w ich domu. Ocalała tylko Ida – chłop zaniósł ją do klasztoru, bo “była taka maleńka” i miała “dobry wygląd”. Tadzio niestety takiego wyglądu nie miał, a do tego “miał zrobioną podrzynkę”. Morderca zgadza się pokazać Idzie i ciotce miejsce pochówku swych ofiar pod warunkiem, że kobiety odejdą i pozostawią mu dom.
A więc znów – jak w “Pokłosiu” czy książkach Grossa – Polacy, którzy byli katami, ani słowa o Niemcach, do tego mająca krew wielu Polaków na rękach Żydówka, alkoholiczka pozbawiona sumienia i hamulców moralnych, którą przedstawia się tu jako ofiarę. Jednym słowem, jak pisze wielu publicystów – “film antypolski”. Nie, to “film antysemicki” mówi Helena Datner z Żydowskiego Instytutu Historycznego. Wanda, której pierwowzorem jest znienawidzona prokurator Helena Zwolińska, oskarżana o zbrodnie komunistyczne, to – według Datner – ” schematycznie przedstawiona postać żydowskiej, komunistycznej k…”. Agnieszka Graff, feministka związana z Krytyką Polityczną , twierdzi zaś, że “IDA” to “powtórka najgorszych antysemickich klisz oraz nieudolna próba chrystianizowania Zagłady”.
Właśnie, pozostaje jeszcze wątek religijny. Film rozpoczyna się od scen klasztornych, przedstawia życie nowicjuszek i zakonnic, słuchamy modlitw i widzimy Idę, którą przełożona wysyła do ciotki “na tak długo, jak będzie to potrzebne”. Żeby dowiedziała się, kim jest, bo do tej pory nikt jej tego nie powiedział? Żeby podjęła decyzję, kim chce być? W czasie wojny w polskich klasztorach ukrywało się wiele żydowskich dzieci. Szacuje się, że około 1300. Wśród nich filmowa Ida. Sprawdziłam w książce Ewy Kurek “Dzieci żydowskie w klasztorach” (Wyd. Replika), gdzie mogła być – skoro rodzina mieszkała koło Łomży, to – być może – w Zgromadzeniu Sióstr Służek Najświętszej Maryi Panny. Jak czytamy w tej książce “klasztor w Łomży uratował kilka żydowskich dziewczynek”. Niewiele? Ale “kto ratuje jedno życie…” Jak pisze autorka nie wszystkie dzieci wiedziały skąd są, niektóre nigdy nie poznały swych korzeni. Ida dostała szansę, bolesną, odkrycia prawdy i samookreślenia.
Poszukiwanie siebie – to jeden z tagów. Kolejny to strata. Idy, która utraciła rodziców. Wandy, która straciła nie tylko ukochana siostrę, ale przede wszystkim dziecko, Tadzia. “Bardzo się bał?” – pyta ze ściśniętym gardłem odkopującego grób sąsiada. “Czym go zabiłeś? Siekierą?” Ta strata to także utrata wiary. W Boga, ludzi. Utrata spokojnego życia, które już nigdy nie powróci po dokonaniu morderstwa. I jeszcze rozpacz, której nie ukoją pijackie balangi, rozbijanie się samochodem, kochankowie czy luksusowe mieszkanie. Rozpacz, której nie jest w stanie zagłuszyć piękno Symfonii Jowiszowej Mozarta, rozpacz, która każe Wandzie popełnić samobójstwo, a właściwie “wyjść z życia”. To chyba najbardziej przejmująca scena w filmie – Agata Kulesza zagrała ją rewelacyjnie – stojąca w swym mieszkaniu w szlafroku Wanda pali papierosa, nagle idzie do przedpokoju, zakłada płaszcz i… po prostu wychodzi przez okno.
Strata, rozpacz, poszukiwanie siebie, śmierć, historia, piękno, muzyka, cisza. Czarno – biały film, w którym wszyscy mówią półgłosem, a ciszę przerywa muzyka Mozarta, Bacha i Coltrane’a. Do tego niesamowity nastrój przełomu lat 50. i 60., puste drogi, przydrożne knajpy, dansingi z przebojami z tamtych lat, m.in. z piękną piosenką o “Noemi”.
No i napisy końcowe – podziękowania dla władz Łodzi, mojego miasta, gdzie ma swoją siedzibę Opus Film, producent “IDY”. Jestem z tego dumna. I zostanę, nawet jeśli film nie zdobędzie Oskara.
Nostalgiczna, bardzo zmysłowa historia o celebracji katolickiej duchowości staje się nagle dramatycznymfilmemdrogi, w którym poszczególne elementy scenerii szarej rzeczywistości realnego socjalizmu wszechobecna ideologizacja, wódka, dansingi oraz obskurne, przydrożne zajazdy
Film został zrealizowany w taki sposób, by stylistycznie odnieść się do atmosfery polskiego kina z lat 50. i 60. czy francuskiej Nowej Fali nawiązania do “Niewinnych czarodziei” Wajdy czy “400 batów” Truffauta są tu szczególnie widoczne. Z pewnością formalna strona filmu zachwyca polskich widzów i jury festiwali filmowych. Ale tematyka?