Obłoki, straszne moje obłoki [Piszę, więc jestem – Joanna Sikorzanka]
Odejście Tadeusza Konwickiego i zamach terrorystyczny we Francji – czy coś łączy te wydarzenia ? Z pozoru nie, ale może jednak? Pomyślałam o tym, czytając wspomnienie Adama Michnika o autorze “Małej Apokalipsy”.
Michnik napisał, iż “Polska Konwickiego była ojczyzną wielu narodów, religii i języków – było w niej miejsce na Kościół katolicki, na Cerkiew prawosławną, na meczet tatarski, zbór luterański czy synagogę żydowską” a sam pisarz powiedział kiedyś “nigdy pióra swego nie skieruję przeciw innoplemieńcom”. Jak dziś brzmią te słowa? Przeczytajmy je raz jeszcze, może w czasie, gdy będziemy oglądać na ekranie telewizora lub monitorze komputera to, co dzieje się w Paryżu.
Znawcy twórczości Tadeusza Konwickiego podkreślają, że wiele w nim było z Mickiewicza i Miłosza. Pisał o trudnych wyborach moralnych, potrzebie wolności, odwadze. Pamiętam mój zachwyt nad jego książkami – “Sennikiem współczesnym” czy “Kalendarzem i klepsydrą”, a także filmami – między innymi “Lawą” nakręconą na podstawie “Dziadów” Adama Mickiewicza w ukochanym Wilnie. To tam nakręcił piękną scenę, w której jego przyjaciel – Gustaw Holoubek mówi Wielką Improwizację.
Stosunek Konwickiego do Mickiewicza był niezwykły – ciągle czuł jego obecność. Jak wspomina w “GW” Jacek Szczerba, Konwicki w 1984 roku “widział” poetę w Warszawie, na rogu Miodowej i Krakowskiego Przedmieścia, pod postacią mężczyzny, który nabierał z kranu wodę. “To był on. Nie było wątpliwości” – twierdził. Bliski był mu także Czesław Miłosz, którego “Dolinę Issy” zekranizował w 1982 roku. To mój ulubiony film. Film, w którym pojawiły się też wiersze Miłosza, jak ten, o “Obłokach”.
Obłoki, straszne moje obłoki
jak bije serce, jaki żal i smutek ziemi,
chmury, obłoki białe i milczące,
patrzę na was o świcie oczami łez pełnemi
i wiem, że we mnie pycha, pożądanie
i okrucieństwo, i ziarno pogardy
dla snu martwego splatają posłanie,
a kłamstwa mego najpiękniejsze farby
zakryły prawdę.
Ten wiersz, uznany za katastroficzny, napisał Miłosz w Wilnie, w 1935 roku. Krytycy podkreślali, że jest on swego rodzaju rachunkiem sumienia, odsłania ogrom zła, przypomina nasze grzechy. Myślałam o tym obserwując to, co dzieje się we Francji.
Te obłoki, które przetaczają się nad nami – dokąd płyną, co przyniosą? Jakie grzechy nas, ludzi XXI wieku, odsłaniają? Nienawiść? Pogardę ? Nietolerancję ? Brak poszanowania dla Innych? Właściwie nie powinnam tu chyba stawiać znaków zapytania. Może powinny być wykrzykniki, tak jak przy protestach dotyczących budowania meczetów w Polsce ? Fala tych protestów nie tak dawno temu, jeszcze przed zamachami w Paryżu, przetoczyła się między innymi przez Facebook, dziś jest ich o wiele więcej. Dołączyli do nich także ci, którzy z uśmiechem pobłażania komentowali wyniki referendum przeprowadzonego kilka lat temu w Szwajcarii. Przypomnijmy – Szwajcarzy zdecydowali, że mogą przystać na pewną liczbę meczetów, ale bez… minaretów, które – zgodnie z tradycją muzułmańską – pełnią role trybun i podobno nazywane są “armatami Allaha”. Dodajmy, że w liczącym ponad 7,5 mln mieszkańców kraju żyje około 400 tysięcy muzułmanów, z czego 50 tysięcy to wierni praktykujący. Mają oni do dyspozycji 150 meczetów. Dla porównania – w Polsce są 4 meczety z jedynym minaretem w Gdańsku. A według danych portalu arabia.pl – wyznawców islamu w naszym kraju jest około 20-30 tysięcy, wśród nich Tatarzy, którzy osiedlili się w Polsce 600 lat temu.
Jedni uważają, że protesty przeciw budowaniu meczetów to “wyraz zacofania”, inni nawołują do tego, by nie powielać błędów niektórych państw europejskich i opowiadają się za tzw. bezpieczeństwem kulturowym, które ma im zagwarantować prawo decydowania o tym, jaki ma być kraj, w którym żyją. Nie oszukujmy się, współistnienie w pełnej symbiozie ludzi różnych religii i kultur to utopia. Może był taki czas, gdy w to wierzyliśmy, może… Gdy czytam na Twitterze słowa muzułmańskiego naukowca i myśliciela – Tarika Ramadana – że “ci, którzy zaatakowali redakcję Charlie Hebdo wcale nie pomścili proroka […] ale zdradzili i splamili naszą religię, wartości i muzułmańskie zasady”, widzę mały promyczek nadziei, zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie jest to pogląd Państwa Islamskiego. A co czuję po przeczytaniu wpisów redaktora naczelnego polskiej prawicowej telewizji – Tomasza Terlikowskiego? Jak odbieram jego słowa o tym, że zamachowcy to “partyzanci, uzbrojeni w wiarę w życie wieczne, której Europejczykom brak” i że “w sensie ścisłym ta wojna, choć jej ofiarami będą także chrześcijanie, nie jest w istocie naszą, chrześcijańską wojną. Naszym celem nie jest przecież obrona liberalnej demokracji, umieranie za nihilizm i laicyzację, ale walka o chrześcijańską tożsamość Europy. I to wojna na dwa fronty: z jednej strony z politycznym islamizmem, który w istocie jest nihilizmem, a z drugiej z nihilizmem liberalizmu, który również jest zagrożeniem dla chrześcijan. Jednym słowem ‘rekonkwista’, i to na dwa fronty.”
Jak to pisał poeta?
[…] i wiem, że we mnie pycha, pożądanie
i okrucieństwo, i ziarno pogardy
dla snu martwego splatają posłanie,
a kłamstwa mego najpiękniejsze farby
zakryły prawdę. Wtedy spuszczam oczy
i czuję wicher, co przeze mnie wieje,
palący, suchy. O, jakże wy straszne
jesteście, stróże świata, obłoki!