A co nam szkodzi pomarzyć!
Wybitny polski kompozytor i łodzianin z pochodzenia – Włodzimierz Korcz – skomponował musical na specjalne zamówienie Akademii Muzycznej im. G. i K. Bacewiczów. O tym, czy muzyczny obraz Łodzi odnajdzie się w Warszawie rozmawia Anna Kolasa.

Anna Kolasa: Kiedy dwa lata temu otrzymał Pan od ówczesnego rektora Akademii Muzycznej – prof. Antoniego Wierzbińskiego propozycję napisania tego musicalu, długo się Pan zastanawiał?
Włodzimierz Korcz: Ależ skąd. Uważałem, że to jest dla mnie wielka szansa zrobienia czegoś fantastycznego dla miasta, z którym łączy mnie sentyment, urodzenie, rodzina, edukacja, podstawowa szkoła muzyczna, liceum muzyczna, wyższa szkoła muzyczna, w zasadzie łączy wszystko. Potem z tej Łodzi zwiałem, bo tak się moje życie potoczyło. Ale sentyment pozostał. A kiedy dowiedziałem się, że dla mojej własnej uczelni mogę napisać coś takiego, to oszalałem ze szczęścia. Potem to wszystko powstało. Ja oczywiście skracam, bo było to parę miesięcy wyjętych z życia. Pan prof. Wierzbiński wyjął mi je z życia. Mnie jak mnie, ale moja żona cierpiała przy mnie bardzo. Potrafiłem ją obudzić o 4 rano żeby posłuchała, co właśnie skomponowałem.
A.K.: Czy Pan jako łodzianin z urodzenia czuje, że w dalszym ciągu jest Pan łodzianinem?
W.K.: Tak, zawsze nim będę,
A.K.: A czy były jakieś starcia, spięcia przy pracy nad scenariuszem?
W.K.: Oczywiście. Jeśli chodzi o elementy scenariusza to również szkoła dogadywała się z autorką libretta. Między nami zaś chodziło o kwestie artystyczne, czy trochę mocniej, lżej, więcej, zabawniej. Czy poruszać pewne tematy, czy też nie. Powiem w tajemnicy, że jedna piosenka wypadła. Była zbyt drastyczna.
A.K.: Który zatem z fragmentów tego musicalu jest Panu najbliższy? Czy jest taki fragment, który Pan sobie nuci, mimo że ma Pan tych tematów i nut w swoim życiu mnóstwo?
W.K.: Traktuję muzykę, w której jest tekst w ten sposób, że dla mnie zawartość tekstowa jest dla mnie najważniejsza. Muzyka ma wspierać wszystko to, co w tekście. W związku tym nie traktuje tego stricte jako utwór muzyczny, ale jako utwór, który przekazuje wielkie uczucia. Nie potrafię powiedzieć, który dla mnie jest najważniejszy. Jestem świeżo po premierze, lekko ogłupiały, co ja mogę teraz powiedzieć.
A.K.: Podobało się Panu? Tak z ręką na sercu?
W.K.: Bardzo. Przeżywałem trochę chwile wstydu. Trudno żeby twórca sam zachwycał się czy wzruszał się własnym dziełem. Mnie się to zdarzało. Kilka razy miałem łzy w oczach w czasie premiery. Ale to wina wykonawców, bo byli tak fantastyczni. Trudno było się nie wzruszyć.
A.K.: Musical pokazali studenci. Przed nami jeszcze kilka spektakli. A nie uważa Pan, że powinni go również wystawić profesjonaliści?
W.K.: Jestem przekonanym, że gdyby wzięła to duża, profesjonalna scena, to mogłaby ewentualnie odnieść taki sukces, jak ci młodzi wykonawcy.
A.K.: To teraz spytam trochę przewrotnie. Jest Pan łodzianinem, ale mieszka Pan w Warszawie. Czy teatr warszawski wystawiłby musical o Łodzi?
W.K: Nie mam zielonego pojęcia, ale myślę sobie tak. Był taki musical „New York, New York”. I był on grany wszędzie. Nawet w kinie w Łowiczu można było go zobaczyć. Może Łódź też ma takie szanse
A.K.: Łódź w Warszawie może też zobaczymy?
W.K.: A może w Nowym Jorku? A co nam szkodzi pomarzyć.
Z Włodzimierzem Korczem rozmawiała Anna Kolasa
Wartoprzeczytać
“Łódź Story”
premiera: 14 grudnia 2013 rok
muzyka: Włodzimierz Korcz
libretto: Monika Partyk
wykonawcy: Studenci Wydziału Wokalno-Aktorskiego oraz Orkiestra Kameralna Akademii Muzycznej w Łodzi
dyrygent: Michał Kocimski
inscenizacja i reżyseria: Beata Redo-Dobber
Nazwa | Plik | Autor |