Szcze ne wmerła – jeszcze nie zginęła [Piszę, więc jestem – Joanna Sikorzanka]
“Na Euromajdan do Kijowa przyjechałem 1 grudnia 2013 roku, w dniu jednej z najpotężniejszych manifestacji protestu, wywołanej bezprecedensową /…/ bestialską rozprawą z pokojowymi aktywistami /…/ w nocy z 29 na 30 listopada” – tymi słowami rozpoczyna swą opowieść o tym, co wydarzyło się rok temu ukraiński poeta, prozaik, eseista i tłumacz Jurij Andruchowycz.
![Szcze ne wmerła - jeszcze nie zginęła [Piszę, więc jestem - Joanna Sikorzanka] 1 10167 78fbe78fe1f03bbd10c0d2894148e165](/wp-content/archiwum/files/10167-78fbe78fe1f03bbd10c0d2894148e165.jpg)
Myślę, że warto, w rocznicę tych wydarzeń, zajrzeć do książki “Zwrotnik Ukraina” (Wyd. Czarne), w której, obok cytowanych przed chwilą słów, znajdziemy m.in. rozważania austriackiego pisarza – Martina Pollaka, amerykańskiego historyka – Timothy Snydera, rosyjskiej dziennikarki – Alisy Ganijewej i polskiego pisarza Andrzeja Stasiuka.
O spojrzeniu na Euromajdan “Przez mgłę propagandy” pisze Snyder, który przypomina, że część zagranicznych mediów widziała w wydarzeniach na Ukrainie “motyw nacjonalistycznego, faszystowskiego, a nawet nazistowskiego zamachu stanu”. Potwierdza to także Alisa Ganijewa pisząc, iż Euromajdan podzielił społeczeństwo rosyjskie. Ci, którzy poparli putinowską politykę byli, i są, “prawdziwymi i niekłamanymi patriotami”, ci inni to “faszyści, kolaboranci i żydobanderowcy”. Ganijewa, jak wielu jej kolegów, niezależnych dziennikarzy, musi teraz żyć z “etykietą faszysty na czole przyklejoną przez jeszcze niedawnych przyjaciół” i ze świadomością, że wolne media rosyjskie praktycznie nie istnieją. “Godząc się na przedstawienie rewolucji jako faszystowskiego zamachu – kończy swe rozważania z marca tego roku Snyder – opóźniliśmy przyjęcie środków politycznych, które mogły wcześniej powstrzymać rozlew krwi, i pomogliśmy otworzyć drogę do wojny”.
Jak zawsze surowy w ocenie swojego kraju i reprezentujących go polityków Martin Pollak zastanawia się dlaczego zarówno oni jak i austriaccy intelektualiści nie mogą zdobyć się na “rozsądny i rzetelny dyskurs” w sprawie Ukrainy i dlaczego sprowadzają wszystko do antysemityzmu oraz “politycznego irracjonalizmu” ? Czy jest to próba przerzucenia historycznej winy własnego kraju na inny? I na koniec, podróżujący na “Wschód” Andrzej Stasiuk. Pisząc o Rosji podkreśla, że to kraj, w którym “przestrzeń jest takim samym elementem kultury jak język i historia” i że dla większości ludzi, dla Polaków na przykład, ta przestrzeń jest czymś niewyobrażalnym. Ale to ona narzuca dyktat.
Słowa Stasiuka piszącego o “Ukrainie, Rosji” w czasie, gdy doszło do aneksji Krymu wydają mi się niezwykle istotne, pozwolę więc sobie zacytować dłuższy fragment ze wspomnianej już książki “Zwrotnik Ukraina”. “Gdy spojrzeć z wysoka na mapę zachodniego świata, okazuje się, że jesteśmy skromnym półwyspem na końcu rosyjskiego lądu. Oczywiście, możemy tego nie dostrzegać i wmawiać sobie, że to Rosja jest niedoskonałym i zapóźnionym dodatkiem do Europy /…/ i że wystarczy ją cierpliwie ponakłaniać, poprzekonywać oraz wyedukować, by w końcu nadrobiła zaległości. Tak chyba jednak nie jest. Nasze zaskoczenie, irytacja i lęk mówią same za siebie. Musimy się pogodzić z tym, że nie graniczymy z własnym dalszym ciągiem. Graniczymy z kimś innym”.
Sądzę, że wsłuchanie się w te głosy, zarówno te z oddali, z Ameryki, jak i w te bliższe nam, europejskie, jest niezwykle pouczające. Mówią one bowiem nie tylko o Ukrainie, ale także – może nawet w większej mierze – o nas samych. O naszych obawach, powielaniu stereotypów, zamykaniu się na niektóre fakty czy historię.
Wspomniany już Jurij Andruchowycz, Ukrainiec, który w Polsce w roku 1989 uczył się demokracji, w wydanej kilka lat temu, po pomarańczowej rewolucji, książce “Diabeł tkwi w serze” (także Wyd. Czarne) zadaje sobie pytanie, dlaczego Polakom “wciąż jeszcze zależy na Ukrainie”. No właśnie, dlaczego ? Bo że zależy, nie mamy chyba wątpliwości. Świadczyć o tym może chociażby nasze poparcie dla Euromajdanu i zabiegi polskiej dyplomacji na arenie międzynarodowej w sprawie statusu Ukrainy. A więc – demokracja wspiera ruchy demokratyczne, ale czy tylko? Czy Polakom chodzi również o to – pyta Andruchowycz – “że przystając na Ukrainę pod wpływem Rosji, utracą /…/ część własnego – no tak, europejskiego! – dziedzictwa kulturowego? Czyżby po dziś dzień Lwów, Drohobycz i Krzemieniec z całym tym postradzieckim śmietniskiem mimo wszystko wydawały im się warte tej beznadziejnej wojny /…/ pod nazwą Europejski wybór Ukrainy”?
Lwów, Drohobycz, Krzemieniec… można byłoby jeszcze dodać na przykład Kijów, gdzie mieszkało i kształciło się tysiące Polaków, wśród nich na przykład Jarosław Iwaszkiewicz. A jeśli Krzemieniec, to Juliusz Słowacki. Jeśli Drohobycz, to – pierwsze skojarzenie – Bruno Szulc. A Lwów – cmentarz, kościoły, Konopnicka, lwowska szkoła matematyczna ze Stefanem Banachem i Hugo Steinhausem na czele. Dobre i złe wspomnienia. Zadawnione urazy. I nowa historia, której jesteśmy świadkami. Dopiero co w Wyd. Czarne ukazała się kolejna książka poświęcona Ukrainie i jej relacjom z Polską – rozmawia o nich z Jurijem Andruchowyczem Paweł Smoleński, a książka nosi tytuł “Szcze ne wmerła – i nie umrze”. “Szcze ne wmerła” – tymi słowami rozpoczyna się hymn Ukrainy, napisany w 1862 roku przez kijowskiego poetę i etnografa Pawło Czubyńskiego, zesłańca. “Szcze ne wmerła… ” – podobieństwo nie jest przypadkowe.